9.04.2014

Rozdział 7.

Rzucam poduszką w jego stronę i spoglądam na niego.
-No co?- pyta rozbawiony, kiedy stoi w drzwiach.
-Majtki w zoo.- wołam, wystawiając język.
-Robiliśmy to tam? Nie przypominam sobie.- drapie się po brodzie z miną Sherlocka, a ja wybucham śmiechem. Podchodzi do mnie i opiera ręce obok głowy. Całuje czubek mojego nosa, potem policzka, czoło, a na końcu muska usta.
-Do jutra kochanie.- szepcze i ponawia pocałunek, tym razem go przedłużając.
-Tak.- szepczę i odprowadzam go wzorkiem. Gdy drzwi się zamykają, odprężam się na łóżku, z wielkim uśmiechem na twarz i patrzę się w sufit. Jak to jest, że mija własnie tydzień, odkąd się znamy, a ja spędzam z nim cały czas.  Zostałam jego asystentką, towarzyszę mu w każdym spotkaniu, nie mam już tak dużo pracy, jak dotychczas, co mnie pociesza. Pracownicy nie zorientowali się, że jesteśmy razem, ponieważ w pracy nie okazujemy sobie czułości.
-I jak tam?- pyta przyjaciółka i siada tuż za moją głową. Od paru dni nie zwracam uwagi na to, że wchodzi do mojego pokoju, jak gdyby nigdy nic. Wcześniej bardzo ceniłam sobie to miejsce. To była moja prywatna świątynia, w której się zamykałam i byłam samiutka, ale to się zmieniło, odkąd poznałam Biebera.
-Jest świetnie.- wzdycham i odrzucam blond włosy do tyłu. Łapie je i zaczyna się nimi bawić.
-Szczęście tryska od ciebie na kilometr.- woła, a ja wybucham śmiechem. Kręcę bezradnie głową i spoglądam na zegarek.
-Jutro rano wybiorę się na zakupy, zrobimy obiad, rodzice przyjadą na 13.- informuję, a ona przytakuje. Jest piątek. Na zewnątrz robi się coraz chłodniej. W powietrzu czuć zbliżającą się zimę.

Przygotowujemy spaghetti, niesamowicie się przy tym bawiąc. Robimy własny sos, gotujemy makaron i ciągle rozmawiamy.
-Zaproś Josh'a na obiad.- proponuję, a jej źrenice się powiększają.
-Na prawdę?- kiwam głową i obejmuję ją ramieniem. -To świetnie, idę zadzwonić.- woła radośnie i wychodzi z kuchni. Chwilę potem słyszę dzwonek do drzwi. Ruszam je otworzyć, a za nimi stoi kurier z wielką paczką.
-Pani Carla MacCartnej?- pyta, spoglądając na naklejoną karteczkę. Przytakuję głową, a on wręcza mi kartkę i długopis, prosząc o podpisanie. Odbieram od niego przesyłkę i kieruję się do pokoju, aby ją odpakować. Za mną kroczy Rose, również zainteresowana. Siadam wygodnie na łóżku i zaczynam targać ozdobny papier. Otwieram karton, a w środku znajduje się duża ilość białych, malutkich kuleczek zrobionych z pianki. Zagłębiam rękę i czuję coś twardego. Wyjmuję i widzę śliczne, nieduże pudełeczko.
-Serio? Nie można było wysłać tego w tym, tylko efektownie w takim ogromnym kartonie?- wzdycha z irytacją przyjaciółka, a ja chichoczę i otwieram je. W środku znajdują się dwa bilety, kartka i klucze. Sięgam do kartki:
Cześć kochanie, mam nadzieję, że moje nieco dziwne zaproszenie podziała. Wysyłam ci dwa zaproszenia na koncert Rihanny i klucze do mojego mieszkania, gdybyś chciała po nim iść do mnie. Całuję i kocham, Twój Justin. 
 -Co pisze?- pyta zaciekawiona, wyrywając mi kartkę z ręki. Mrugam szeroko otwartymi oczami i spoglądam na klucze, a następnie na dwa bilety. Mam klucze do jego mieszkania....
-Jak słodko!- piszczy i mocno mnie przytula. Wywracam oczami i odbieram od niej liścik. Stawiam pudełka obok szafki nocnej, a prezenty odkładam na komodę.
-Cudownie.- wzdycham i wyciągam telefon. Zapraszam Justina na obiad, po czym idę się przygotować. Rodzice mają przybyć na 13. Dochodziła 11:30, więc pośpiesznie udałam się do szafy i z pomocą przyjaciółki zaczęłam szukać jakiejś ładnej sukienki. W końcu dobrałyśmy do czarnych czółenek z paseczkiem prostą, dopasowaną, granatową sukienkę sięgającą przed kolana. Lekka biżuteria z srebra i gotowe. Ruszyłam wziąć prysznic, wysuszyłam włosy, a przyjaciółka zrobiła mi kłosa. Musnęłam usta cielistym błyszczykiem, zatuszowałam rzęsy po czym ruszyłam do jadalni, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Rose poszła do siebie, aby również wystroić się na ten obiad. Nie wiem, o co było tyle zamieszania, ale obie chodziłyśmy jak zegarki, całkowicie zestresowane dzisiejszym popołudniem.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Otarłam ręce w ręcznik kuchenny i rzuciłam go w stronę blatu, po czym przejrzałam się w lusterku. Otworzyłam je i w momencie znalazłam się w objęciach Justina. Ucałował mnie w czubek głowy, a następnie zamknął drzwi.
-Rodzice są?- pyta całkowicie opanowany.
-Nie ma.- poprawiam zastawę, która jest idealnie ułożona, gdy nagle czuję jeżdżące po mojej talii dłonie. Wystraszona upuściłam sztućce i rozbiłam kieliszek, po czym w jadalni zjawia się przejęta Rose.
-Nic się nie stało.- piszczę, a ona kiwa głową w stronę Justina.
-Okej, zostawię was samych. Nie rozbijcie więcej talerzy.- warczy i wychodzi. Zaczynamy się śmiać, gdy nagle Bieber przywiera mnie do ściany i mocno wpija się w usta, a ja wplątuję paznokcie w jego miękkie włosy.

-Pyszne spaghetti.- mówi z uznaniem tata i połyka wielki kawałek mięsa. -Udało ci się.- dodaje, a ja posyłam mu ciepły uśmiech. Stęskniłam się za nim. Uwielbiam, gdy jest przy mnie. Od dziecka uwielbialiśmy spędzać razem czas. Jeździliśmy na mecze, oglądaliśmy razem filmy, chodziliśmy na wzgórza, aby obserwować chmury, albo i gwiazdy. Jest cudownym ojcem, nie wyobrażam sobie, żeby go stracić.
-Lepsze od mojego.- wtrąca z kaprysem malowanym na twarzy mama. Chichoczę, czując męską rękę na moich udach, jeżdżącą w górę i w dół. -Ale muszę przyznać, że dobrze cię nauczyłam gotowania!- mama zawsze porywała mnie po powrotach z wycieczek do kuchni. Razem siadałyśmy przy ogromnej książce kucharskiej, aby zasięgnąć po nieznany przepis, później gotowałyśmy go, śpiewając piosenki Joan Jett. Uwielbiam wspominać dzieciństwo. Beztroski okres w moim życiu, kiedy nie przejmowałam się wyglądem, nie przywiązywałam uwagi do tego, jak się zachowuję i nikt nie oceniał mnie z góry. Teraz dorosłam. Mam swój własny świat, gdzie każdy codziennie wydaje ci kwitek, chcąc ukopać ci dół pod każdym, następnym krokiem. Wtedy poznaję wspaniałego faceta, dzięki któremu mam ochotę jakkolwiek iść dalej, byleby iść i nie przejmować się tym, co powiedzą inni. Dumnie kroczę ku przyszłości, z wielkimi planami i marzeniami.
-Wszystko w porządku?- słyszę cichy, zatroskany głos Biebera.
-Owszem.- wzdycham i wbijam widelec w potrawę, zakręcam makaron z sosem i zjadam. Reszta obiadu polegała na rozmowach mojego ojca z Joshem i Justinem. Znaleźli wspólne zainteresowanie, a mianowicie hokey. Tata nie dopuścił prawie w ogóle żadnego z nich do głosu. Zaczął opowiadać o swojej ulubionej drużynie i wspominać nasz wspólny, rodzinny wypad na mecz. Niezapomniane przeżycia.
-To ja pozmywam.- wzdycham, wstając z miejsca. Ręka mężczyzny zsuwa się dyskretnie z mojej tali, którą ciągle obejmował, aż wreszcie spoczywa ona na taborecie, na którym przed momentem leżała moja pupa. Zebrałam brudne naczynia i pośpiesznie udałam się do kuchni. Włożyłam je szybciutko do zmywarki i posprzątałam blaty. Słysząc ciche chrząkanie, odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam mamę. Uśmiechała się ciepło w moim kierunku, a ja, widząc ją w takim nastroju, podeszłam szybko i mocno ją przytuliłam.
Zatapiając się w matczynym uścisku, do oczu napłynęły mi łzy. Tak bardzo brakuje mi tej kobiety tutaj, jej mądrych rad, niezawodnych metod pozbywania się plam z ubrań, dobrych obiadów i komentarzy, które zawsze "były na miejscu".
-Nie płacz, kochanie.- szepta, przeciągając ostatnią literę i przejeżdżając po policzkach, tym samym ocierając łzy. -Mając takiego faceta, wcale bym nie płakała.- rusza charakterystycznie brwiami, a ja cicho chichoczę.
-Oj mamo, nawet nie wiesz, jakie to wszystko jest zwariowane. Jestem z nim, bo.. Zresztą, to nie czas, aby ci to opowiadać. Gdy zostaniemy wieczorem same, wszystko ci wyjaśnię. Teraz chodź - chwytam ją za rękę - wracamy do gości.- dodałam i ruszyłam w stronę jadalni. Justin polewał do szklanek wishky, które wcześniej kupił i uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył. Spoczęłam na swoim miejscu i parzyłam. Siedząc tutaj, pierwszy raz czuję szczęście. Wypełnia ono moje serce i wylewa się brzegami, zarażając nim innych. Podziwiam profil tego mężczyzny, który jest dla mnie szefem, kochankiem, chłopakiem i cudownym przyjacielem. Nie wykorzystał mnie, lecz wspiera i broni, jak przystoi na prawdziwego dżentelmena.
Po udanym posiłku, wszyscy zasiadamy na kanapie, uruchamiamy tv i Justin nalewa każdemu lampkę wina. Siedzimy i kosztując alkoholu, rozmawiamy. Josh wraz z Rosalie postanowili iść dzisiaj do niego, ponieważ chciała nas zostawić samych, a jej chłopak zapewnił, że odstawi ją jutro do obiadu. Justin postanowił się zbierać, ponieważ miał parę spraw na głowie, a wiedząc, jak świat biznesu potrafi być uciążliwy, nie powstrzymywałam go.
-Dobranoc, proszę pani.- mówi, całując rękę mojej mamy. Jej blade policzka różowieją, a na twarzy przebiega skromny uśmiech.
-Proszę pana.- kieruje się w stronę taty i ściska mocno dłoń. Potem spogląda na mnie i odchrząkając, całuje mój policzek, a dłonie trzyma za sobą, splecione, jak na biznesmena przystoi.
-Zadzwoń.- wołam, gdy zatrzaskują się drzwi windy. Wracam do środka, a potem zaczynam generalne sprzątanie, po całym mini przyjęciu.
Około 23 siedzę w towarzystwie mamy w moim pokoju, na łóżku, zajadając się czekoladą i pijąc gorącą herbatę.
-No to opowiadaj.- mówi, wiercąc się na miejscu. Upijam łyk, odstawiam kubek na blacie szafeczki nocnej i wzdycham.
-Cóż... To długa historia, więc zacznę od tego, jak się poznaliśmy.- i zaczęłam jej opowiadać o spotkaniu w pracy, zakupioną przez niego kawę dla mnie, potem wieczór pożegnalny dawnego szefa, weekend w Las Vegas i wiele niesamowitych momentów, które z nim spędziłam.
-Toż to niesamowity chłopak.- wzdycha, klaszcząc rękami. -I w czym tkwi problem?- pyta zdziwiona, opuszczając dłonie w dół. Drapię się nerwowo po głowie i błądzę po pomieszczeniu wzrokiem.
-W tym, że dużo czasu poświęca pracy i nie jestem pewna, co do niego czuję.To wszystko nie jest takie proste, jak ci się wydaje mamo.- pocieram nos. -Chyba go kocham, ale skąd mam wiedzieć, że on mnie też?
-Oj dziecko.- przysunęła się bliżej i mocno mnie objęła. -Nie śpiesz się z niczym. Jesteś młoda, piękna, utalentowana i niejeden pewnie zabiega o twoje względy. Masz dużo czasu, nie musisz już teraz wychodzić za mąż. Jesteście razem dla próby, dlatego daj wam czasu. Przecież nie poprosił cię o rękę, prawda?- odsuwa się i unosi pytająco brew, a ja potrząsam głową. -No właśnie. Możesz spróbować, może warto. Uważam, że Justin jest na prawdę miłym chłopakiem, dobrze wychowanym przede wszystkim. Zobaczysz, jak to będzie. Spróbuj, ale nie idź z nim szybko do łóżka, bo to nie będzie dobrze świadczyło o tobie.- ponowiła uścisk i chwilę potem odsunęła się i kontynuowała picie herbaty. Badając każde zdanie, dochodzę do wniosku, że gdyby nie mama, zapewne musiałabym się męczyć z tym tematem przez parę dni, a tak to wiem, co mam dalej robić. Dzięki pomocy mamy...
Kładąc się do łóżka, spoglądam przez okno, na uśpione ulice Nowego Jorku. Uśmiecham się, czując tą narastającą radość. Gdy sen porywa mnie do swoich zaświatów, wybudza mnie telefon. Odbieram wystraszona i uspokajam się, gdy słyszę głos Justina.
-Dobry wieczór piękna.- niski, zachrypnięty głos pobudza moje komórki do myślenia.
-Oh, Justin. Cześć.
-Obudziłem cię?- pyta zmartwiony. Zaprzeczam i słyszę, jak wydycha wstrzymywane powietrze. -Więc już spokojnie leżysz w łóżku, tak?
-Ehem. Umyta, śpiąca i lekko zmęczona. Kręgosłup mnie boli, więc się nie będę ciągła długo rozmowy. Chcę odpocząć.- tłumaczę i gramolę się w łóżku.
-Mogę przyjść.- oferuje, znów zachrypniętym głosem. Momentalnie chęć snu odchodzi na drugi plan i czuję się jak nastolatka, która chce zrobić coś zakazanego, wiedząc że rodzice są w pobliżu.
-Mama z tatą za ścianą.- marszczę nosek, zniesmaczona tym faktem.
-Wkradnę się. Otwórz mi drzwi, za pięć minut, może dziesięć będę.- słyszę sygnał rozłączonego połączenia, a ja szybko wyskakuje z łóżka i idę do holu. Kieruję się do wejścia i starannie je otwieram, nie robiąc przy tym dużego hałasu. Ruszam do kuchni po wodę, szklanki i niosę je do pokoju. Zostawiam uchylone drzwi, aby słyszeć, jak Justin będzie wchodzić. Gdy tylko odstawiam rzeczy na blat komody, ruszam do ogromnego lustra, aby przyjrzeć się swojemu odbiciu. Mokre, blond włosy opadają na moją klatkę piersiową, zasłaniając biust i połowę brzucha. Mam na sobie szarą, obcisłą bluzeczkę na cieniutkich ramiączkach, ozdobioną koronką przy biuście oraz równie ciasne, czarne spodenki, które odsłaniają moje pośladki. 'Trafny ubiór, MacCartney! Jakbyś wyczuła, że on tutaj przyjdzie.' klaskam sobie w duszy i gdy opadam na łóżko, słyszę otwierające się drzwi. Szybko wstaję i kieruję się, aby sprawdzić, czy to on. Widząc śnieżnobiałe zęby i błysk w oku, wpuszczam pewnie chłopaka do pokoju i idę zamknąć cicho zamek. Wracam, a Justin stał w obcisłym t-shircie przy ramie łóżka, spoglądając na telefon. Prawdopodobnie go wyłączył. Rzucił na komodę klucze, portfel, iphona i odwrócił się w moją stronę.
-Ty tak co wieczór paradujesz?- unosi zaskoczony brew, przejeżdżając po mnie wzrokiem. Potakuję, a na jego twarzy maluje się łobuzerski uśmieszek. Oblizuję usta i przygryzam je, po czym odgarniam włosy za ucho, spoglądając ukradkiem na niego. Nagle zaczyna kierować się w moją stronę, zdejmując po drodze bluzkę. Rzuca ją na podłogę parę centymetrów ode mnie i momentalnie złącza nas w pocałunku. Obejmuje moją twarz i unosi ją wyżej, aby mieć lepszy dostęp. Ja zaś swoje dłonie zarzucam na jego barki i przybliżam się. Chwilę potem lądujemy na łóżku. 'Nie daj mu się tak łatwo' krzyczy podświadomość, a ciało zaczyna wić się pod jego bliskością.Gdy jednak zjeżdża w dół bluzeczki, chwytam jego dłoń i podciągam wyżej.
-Nie.- szeptam, między pocałunkami. Przerywa je nagle i bada mój wyraz twarzy.
-Dobrze.- cmoka mnie w czoło i kładzie się na poduszce, podciągając mnie do siebie. Zaczął głaskać moje włosy, co jakiś czas całując w czubek głowy.
-I co o tym myślisz?- pyta nagle, a ja spoglądam na niego pytająco, podnosząc się do góry. -O nas.- wyjaśnia szybko. Oh, to nie za dobry temat na tę godzinę.
-Możemy porozmawiać o tym rano?- sugeruję, a on potrząsa głową. Zsuwam się niżej i wiercę się na poduszce. Nagle czuję przejeżdżające dłonie, w dół i w górę. Wokół kręgosłupa, łopatek aż do korzonek. Wzdycham, a Justin widząc, że mi się podoba, zrzuca z nas kołdrę. Ja zaś zdejmuję koszulkę i rzucam ją na podłogę.
-Łał, dalekie posunięcie. Nie wiem, czy się powstrzymam, żeby nie rozpiąć tego staniczka.- mruczy mi do ucha, a ja robię się czerwona na twarzy. Jest tak ciemno, że zapewne tego nie zauważył. -Stwierdzam, że w moim masażu on będzie przeszkadzać, ale nie mówię tego, ponieważ chcę, abyś to zrobiła, tylko dlatego, że nie mogę wykonać tego, co mam w planach.- tłumaczy, a ja wzdychając, chwytam zapinanie, a parę sekund potem, moje plecy są całkowicie gładkie.
-Masz oliwę?- pyta, a ja potakuję, pokazując palcem na łazienkę. Rusza tam i po paru chwilach wraca. Rozkłada ręczniki i prosi, aby się tam przeniosła. Utrzymując na biuście stanik, posłusznie to robię. Kładę się wygodnie i zamykam oczy. Bieber swoimi sprytnymi dłońmi zaczyna rozprowadzać tłustą ciecz po ciele, a chwilę potem delikatnie wmasowuje go. Ten proces jest tak odprężający. Jest niesamowitym masażystą. Cały ból ustępuje, a Morfeusz porywa mnie do swojej krainy.
______________
Kolejny rozdział. W poprzednim zauważyłam sporo błędów, dlatego zaraz przeprowadzę korektę. Tutaj mam nadzieję, że już ich nie będzie, ale przeczytam go jeszcze drugi raz, jak dodam. Eh, ostatni rozdział skomentowało bardzo mało osób. :( Troszeczkę mnie to zabolało, bo 33 osoby czyta tego bloga, a tylko max 8 osób komentuje, smutno.
Co sądzicie o wyglądzie bloga? Mi się strasznie podoba. Cóż, mamy czwartek. Jestem w nowej szkole, ale mimo tego piszę rozdziały, bo im bardziej jestem zmęczona, tym większą mam ochotę na pisanie i wena nachodzi mnie właśnie wtedy, więc co wieczór zasiadam na bloggerze i piszę. Rozdział 8 właśnie jest w trakcie pisania, więc powinien pojawić się niebawem. Póki co, czekam na Wasze KOMENTARZE, którymi mam nadzieję, tym razem mnie nie rozczarujecie.
Powodzenia w szkole, buziaki, Claudia. ;*
*ale się rozpisałam...*
BARDZO WAŻNA INFORMACJA!
W zakładce "Bohaterowie" pojawi się wzmianka na temat chłopaka Rose, więc proszę zajrzeć do niej i dowidzieć się paru istotnych rzeczy na jego temat. To tyle. ;)

6 komentarzy

  1. Super czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
  2. jejkuuuu jak słodko <3
    Boże, uwielbiam to opowiadanie i uwielbiam ciebie :*
    czekam na kolejny rozdział ! :D
    jak tam w technikum? :))
    i wieelkie dzięki, że podejmujesz się tego zwiastunu ♥
    kc ♥
    Lexi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. pierwszy rozdział opublikowany :*
      http://make-me-heart-attack.blogspot.com/

      Usuń
  3. Nie no... Jeden z moich ulubionych ;* Taki słodki, że rzygam tęczą... ale to dobrze :DD
    Mi też się on podoba.. i to baaardzo :D
    Pozdrowionka i do nn :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Super i życzę im szczęścia 💏💑😍


    OdpowiedzUsuń