8.31.2014

Rozdział 6.

Justin wyszedł na chwilę z ciemnoskórym chłopakiem z salonu, zostawiając mnie samą. Nie mogąc skupić się na filmie, postanowiłam rozejrzeć się po pomieszczeniu. Podeszłam do kominka i spojrzałam na fotografie, które stały w rządku nad tlącym się ogniem. Widziałam na nich młodą, piękną kobietę. Wyglądała jak Marilyn Monroe. Niezbyt długie, blond włosy, które zakręcała na końcach, pełne, pomalowane na czerwono usta, skąpy strój kąpielowy na plaży... Odzwierciedlenie amerykańskiej modelki. Pod fotografią widniał rok 1990. Młoda, śliczna kobieta. Obok zaś był zapewne jego ojciec, gdy trzyma go przy choince. Skromny domek, chłopiec w sweterku, a tata w starej koszuli... Nie spodziewałabym się takiego rozwoju wydarzeń.
-To moja matka.- wskazał palcem, stojąc za mną. Pognałam wzrokiem za nim i widziałam zdjęcie, którym się upajałam parę chwil temu.
-Tak myślałam. Była piękną kobietą.- westchnęłam i odwróciłam się w jego kierunku. -Ten kolega poszedł?- pokiwał głową i spojrzał niepewnie na mnie. Szybko przeczesałam włosy i przygryzłam zdenerwowana wargę, spuszczając głowę w dół.
-Przepraszam.- usłyszałam w końcu. -To było niewłaściwe z mojej strony.- kontynuuje, a ja niepewnie unoszę wzrok. Jego oczy są pełne lęku, strachu i jakiejś nieznanej emocji.
-Em.. Nic się nie stało, w sumie...Pójdę już.- rzucam i kieruję się po torebkę. Spoglądam w stronę Justina, a on stoi w tym samym miejscu.
-Odwiozę cię.- proponuje i rusza w moją stronę.
-Nie trzeba, wezwę taksówkę.- rzucam i macham mu na pożegnanie, wychodząc z mieszkania. Kieruję się do windy i wsiadam w nią, chcąc jak najszybciej być już w domu.

W Nowym Jorku się rozpogodziło. Słońce zawitało na ulicach miasta, a ludzie momentalnie stali się weselsi. Kroczyłam w stronę pobliskiego sklepu, aby kupić coś na święto, które obchodzą rodzice. Przyjeżdżają na weekend, a zaraz po nim świętują 25 rocznicę ślubu. Wchodzę do budynku z dekoracjami wnętrz i spoglądam na obrazy, rzeźby i różne inne, ciekawe przedmioty. Momentalnie natchnęło mnie, co mogę im kupić.
-Wreszcie jesteś.- woła przyjaciółka i rzuca mi się na szyję. Nie była dziś w pracy, przez co się nie widziałyśmy od wczorajszego wieczoru. -Czemu wczoraj nie zaczekałaś, aż wrócę?- zapytała, a ja wzruszyłam ramionami. Chcąc uniknąć tematu spotkania u Justina, postanawiam iść do pokoju i odprężyć się. Otulam ciało gorącą wodą, nakładam żel, spłukuję, a potem owinięta w ręcznik ruszam przed stojak, na którym jest mój obraz, który namalowałam zanim zaczęłam rozmawiać z Bieberem. Odstawiam go do garderoby i wyjmuję nowe płótno. Widząc portret rodziców uśmiecham się i zaczynam go malować.

-Carla, Justin do ciebie.- szepta, lekko uchylając drzwi.
-Jestem zajęta.- rzucam i kontynuuję malowanie. Jestem w starej, białej koszuli ojca, samej bieliźnie z pędzlem w ręku. Wyglądam jak kobieta z tandetnej, starej, amerykańskiej produkcji kinowej.
-Powiedział, że jak nie wyjdziesz do niego, to sam wejdzie.- ostrzega mnie, a ja podchodzę do drzwi i zamykam je na klucz.
-Teraz nie wejdzie.- krzyczę i wracam do tkaniny. Nagle słyszę głośne trzaskanie w drzwi. Spoglądam zdziwiona w ich stronę, kiedy słyszę, że cichną. Rose próbuje go odciągnąć od nich, ale niestety, kłótnia narasta, a zaraz potem drzwi lądują na podłodze. Wystraszona mrugam w jego stronę i automatycznie zakrywam rysunek, chowając pędzel za sobą.
-Mówiłem, że wejdę.- woła rozbawiony, upajając się leżącym drewnem. -Dzięki Rosalie, że wpuściłaś mnie do mieszkania.- uśmiecha się do niej, a ona zszokowana znika za murami swojego pokoju.
-Co ty do cholery zrobiłeś?!- krzyczę, patrząc na niego.
-Mogłaś wyjść, gdy o to prosiłem. Musimy porozmawiać.- mówi stanowczo, a jego twarz jest blada, przepracowana i zmęczona.
-Jestem zajęta. Co może być tak ważnego, że wyważyłeś drzwi do mojego pokoju!?- wyrzucam z frustracją ręce w górę, a wszystkie negatywne emocje biorą nade mną górę.
*czytaj przy tym [klik] *
-Może to, że cały dzisiejszy dzień mnie unikasz, nie odbierasz moich telefonów, nie odpisujesz na SMSy, maile, nic! Jeśli zrobiłem coś nie tak, dlaczego mi nie powiesz? Dlaczego nie porozmawiamy?- podchodzi bliżej, a ja cofam się, gdy czuję plecami chłodną ścianę. -Dlaczego?- szepta, a ja przełykam nerwowo ślinę.
-Chcę po prostu odpocząć, to dla mnie za dużo. Sama gubię się w sobie, to nie na miejscu. Jesteś moim szefem, a ja się z tobą całowałam, zachowujemy się jak dzieci, które są w sobie zakochani.-wydymam usta zrezygnowana. -Nie jestem pewna swoich uczuć do ciebie, potrzebuję czasu, aby to poukładać, nie znamy się długo. Wręcz przeciwnie, znamy się bardzo krótko. Mało co o sobie wiemy, a gdyby nie twój kolega, pewnie wylądowalibyśmy w łóżku.
-Hola, nie chciałem, ani nie chcę cię wykorzystać.- otwiera szeroko oczy, wyraźnie zbity z tropu.
-Nie to miałam na myśli.- wzdycham. -Chodzi o to, że jesteś.. taki seksowny, mądry, intrygujący, że ciężko się tobie oprzeć.- przechodzę obok niego i rzucam pędzel do wiaderka z wodą. Czuję piekące spojrzenie Justina, a nogi momentalnie robią się giętkie.
-Kiedy cię widziałem po raz pierwszy w biurze, wiedziałem, że nie będziesz zwykłą pracownicą. Kolacja pożegnalna mnie w tym utwierdziła.- przerywa.- Jesteś cudowną, piękną kobietą, która wie, czego chce, ale boi się o to walczyć.- podchodzi do mnie i obejmuje mnie w pasie. -Nie wiem, co to za uczucie, ale jest ono przerażająco wielkie i rozrywa moją duszę od środka. Gdy tylko cię widzę, momentalnie znów jest cała i cieszy się, mogąc upajać się twoim widokiem.- kontynuuje wolno, bacznie patrząc mi w oczy.
Rozchyliłam delikatnie usta i zaczerpnęłam głębiej powietrza. Pochylił się nade mną i pocałował mnie w czoło. -Skoro chcesz odpocząć, to dobranoc panno MacCartney. Jutro dostajesz wolne. Wykorzystaj je. Obyś jak najszybciej odpoczęła i... nie zmieniła do mnie nastawienia.- szepcze, a następnie ujmuje moją dłoń, ściska i wychodzi. Zamykam oczy, próbując sobie wszystko poukładać, ale niedługo po wyjściu Justina, wpada zszokowana przyjaciółka. Oczywiste było to, że słyszała prawie całą nasza rozmowę.
-Całowałaś się z nim?!- piszczy, a ja uderzam z poirytowania w czoło. -Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałaś, hę?!- dodaje, nerwowo tupiąc nogą.
-Co ci miałam powiedzieć? Taak, było zajebiście. Zjedliśmy wspaniałą kolację, posiedzieliśmy na kanapie, pooglądaliśmy super, romantyczny film, a potem nagle zaczęliśmy się całować, po czym przerwał nam to jakiś znajomy Justina?!
-No na przykład!- wyrzuca z oburzeniem ręce. -Carla, mówię ci wszystko, a ty mi nic. Wszystkie informacje wyciągam od ciebie siłą. Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? Co się stało?- jej głos łagodnieje.
-Nic, jezu. Nic się nie stało. Chcę pobyć sama, odpocząć, mogę?- pytam, słysząc dzwonek do drzwi. Kieruję się w ich stronę, a tam znajduje się niski, szczupły mężczyzna, prawdopodobnie do naprawy. Wpuszczam go, a on kieruje się w stronę leżącego drewna. Po 30 minutach zbiera swoje narzędzia i kieruje się do wyjścia.
-Proszę pana! Halo! Ile płacę?- pytam, sięgając po portfel.
-Pan Bieber zapłacił. Miłego wieczoru życzę. Dobranoc.- mówi szybko i wychodzi. Wzdycham i kieruję się do pokoju. Zamykam się w nim i puszczam cicho swoją playliste z Iphona. Odpływam w smutnych nutach Ryan'a Star, a po chwili usypiam.
Siedzę na środku pokoju, patrząc przez duże okno na panoramę miasta. Jest po siedemnastej, Rosalie wróciła z pracy, zjadłyśmy wspólnie obiad, a teraz ona szykuje się  na randkę z latynosem, a ja bezczynnie siedzę i nic nie robię. Dosyć tego-pomyślałam, wstając na proste nogi. Idę do przyjaciółki i spoczywam na łóżku brunetki.
-Co się stało?- pyta, oglądając dokładnie sukienkę na wieszaku. Unoszę pytająco brew, a ona odwraca się na pięcie w moją stronę. -Nie udawaj, MacCartney. Nie zawsze masz taką minę, nie zawsze jesteś taka małomówna i nie zawsze przychodzisz do mojego pokoju, żeby posiedzieć. Raczej robisz to w salonie, ewentualnie swojej sypialni, nie tutaj, cenisz cudzą prywatność.- tłumaczy, a ja wydymam usta. -To w czym problem?- zastanawiam się chwilę i milczę.
-Chodzi o Justina. Ale to niezbyt dobra pora na rozmowę o nim, bo jesteś umówiona na randkę.- wskazuję palcem na śliczną, morelową sukienkę do kolan. Niebieskooka uśmiecha się ciepło w moją stronę, po czym kieruje się do torebki, wyjmuje telefon i wychodzi z pokoju. Chwilę potem zjawia się ponownie i pokazuje szereg śnieżnobiałych zębów.
-Zostaję w domu. Mamy dużo czasu.- woła i znika znów za drzwiami. Wraca z butelką wina, kieliszkami i płytą DVD. Wzdycham, kręcąc głową z aprobatą i kieruję się za nią. To jest właśnie moja przyjaciółka. Rose zawsze wszystko rzuci, aby być ze mną, kiedy tego potrzebuję. Co by się nie działo, zawsze jest. Za to ją kocham. Jest jedną z najlepszych osób, jakie w życiu spotkałam.
-Więc...- nalewa do kryształu czerwonego płynu i podaje mi. -Co to za problem?
-Nie wiem, co z sobą począć. Justin całkowicie zawrócił mi w głowie.
-Zauważyłam, gdy weszliście w niedziele rano do mieszkania. Wyglądaliście tak słodko i młodo razem.- przerywa mi.
-Młodo?
-Tak!- woła z dumą w głosie.
-A teraz jestem może stara?- obie wybuchamy śmiechem, a przyjaciółka zaprzecza ruchem głowy. -Własnie... No, więc od tamtej pory się wiele zmieniło. Poznałam tego człowieka bliżej, wiem więcej, niż wy wszystkie razem wzięte. Żadna plotka w pracy mnie nie rusza, ponieważ nie chcę słuchać bredni na jego temat. Wierzę jemu, bo póki co zasługuje na moje zaufanie. Ale wczoraj powiedziałam, że chcę od niego odpocząć. Dziś już w ogóle się ze mną nie kontaktował, nie wiem, jak to odebrać.- kończę, patrząc na wyraz twarzy Rose. Słuchała mnie przez cały czas, próbując poukładać to w swojej zwariowanej głowie. Uśmiecha się ciepło i chwyta moją dłoń.
-Szanuje twoją decyzje. Chcesz od niego odpocząć, dlatego też nie dzwoni, nie pisze. Chce dla ciebie jak najlepiej, widzę to, ale nie wiem, czy moja intuicja się nie myli.- marszczy brwi, a ja mocno ją przytulam. -Na twoim miejscu zadzwoniłabym do niego i poprosiła, aby przyszedł. O ile już wiesz, czego chcesz. Bo jak nie, to włączę zaraz jakieś romansidło, dopijemy winko, ty w tym czasie przemyślisz to, a potem zadzwonisz.- rzuca, a ja wzruszam ramionami.
-Opcja numer dwa bardziej mi odpowiada.- rzucam, a ona rusza do sprzętu i odpala jakiś film, na którym w ogóle się nie skupiam.
Moje uczucia, co do tego mężczyzny są różne. Tak wiele się o nim dowiedziałam w tak krótkim czasie. Siedząc tutaj, bez niego u boku, czuję pustkę. Gdy już jest, jestem skrępowana i na pewno nie czuję się sobą. Nie jest to miłość, ale czy zauroczenie może popsuć relacje między nami? Czy warto tracić to, co jest, aby spróbować czegoś nowego? Gdyby nam już nie wyszło z bycia razem, co dalej? Jak wyglądałaby nasza relacja w pracy, co powiedzieliby na to, że jesteśmy razem? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi... Muszę coś z tym zrobić.
-Dzwoń.- woła, gdy film się kończy. Spoglądam zdezorientowana na nią i na napisy, które lecą właśnie na ekranie telewizora. Mrugam w jej stronę i zestresowana wybieram numer do mężczyzny, po 2 sygnałach odbiera.
-Bieber Corporation, Justin Bieber przy telefonie.- słyszę stanowczy, profesjonalny ton głosu. Spoglądam na wyświetlać i przypominam sobie, że zapomniałam wyłączyć ukrywania numeru.
-To ja, Carla.- szeptam i spuszczam głowę w dół, aby nie widzieć palącego spojrzenia przyjaciółki.
-Oh, wybacz. Nie widziałem numeru, więc nie wiedziałem, kto dzwoni. Odpoczęłaś?- pyta cicho, a ja drapię się po brodzie.
-Tak... Możesz przyjechać?
-Do ciebie zawsze. Będę za 10 minut, ewentualnie 5, jak nie będzie korków. Do zobaczenia.- rzuca i się rozłącza, a ja patrzę ślepo przed siebie.
-I co?- pyta niecierpliwie przyjaciółka, gdy odkładam telefon na stół.
-Będzie za 5 minut.- wypuszczam wolno powietrze z płuc, które przetrzymywałam przez chwilę i spoglądam na Rosalie.
-Jezus maria, a ja tak wyglądam, matko, idę stąd. Na randkę z moim alvaro, a ty załatw tą sprawę do końca. Wierzę w ciebie, dasz radę.- woła chaotycznie i wychodzi, trzaskając drzwiami wejściowymi. Wyłączam film i siedzę na kanapie, czekając, aż zjawi się Justin. Słyszę delikatne pukanie do drzwi. Wstaję, owinięta kocem i ruszam w ich stronę. Otwieram i spoglądam w stronę mężczyzny, który był ubrany w ołówkową marynarkę, krawat, białą koszulę zapiętą na ostatni guzik i spodnie do kompletu.
-Wejdź.- mówię i otwieram szerzej. Bieber wchodzi i czeka na mnie. Zamykam drzwi na klucz i kieruję się do salonu. Siadam na kanapie, a on robi to samo. Nie odrywa ode mnie spojrzenia, a jego oczy są wystraszone, czujne, wyczekujące.
-Chcesz się czegoś napić?- pytam kulturalnie.
-Na prawdę przyjechałem tutaj pić herbatkę, jak gdyby nigdy nic, czy przypadkiem chcesz mi coś powiedzieć?- wywracam oczami i poprawiam się na miejscu. Nabieram głęboko powietrza, aby uspokoić swoje nerwy i patrzę prosto w jego oczy.
-Co czujesz do mnie?- wyrzucam z siebie i czekam na odpowiedź. Jednak on zaczyna nerwowo drapać się po głowie i marszczy brwi. Skupia się na tym pytaniu i głęboko się nad tym zastanawia.
-Na pewno nie traktuję cię jak przyjaciółkę, zdecydowanie. To jest coś silniejszego, ale nie wiem ,czy mogę nazwać to miłością.- momentalnie cały stres uchodzi z mojego ciała, rozluźniają się mięśnie, a moja dusza siada wygodnie na fotelu, czekając na rozwój wydarzeń.
-Jesteśmy w czarnej kropce, bo ze mną jest to samo.- wydymam usta, a na jego twarzy maluje się delikatny uśmiech.
-Spróbujmy.- rzuca nagle i chwyta moją dłoń. -Jeśli się nie uda, będzie tak, jak teraz. Będziemy mieć dobry kontakt i tyle. Nic więcej.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Proszę.- przystawia dłoń do swoich ust i składa na nich delikatny pocałunek. Przez brzuch przebiega stado motyli, a na buzi uwydatnia się szeroki uśmiech. Coś w środku mnie błaga na kolanach, abym się zgodziła. Nie słyszę słów sprzeciwu, więc biorę głęboki wdech.
-Okej.- mówię, a on ciągnie mnie w moją stronę i mocno wpija się w usta. Oddaję pocałunek i wplątuję ręce w jego włosy. Dochodzi do mnie, że właśnie zgodziłam się, aby z nim być. Ten pokręcony, bogaty mężczyzna jest mój... Przechodzimy doświadczenie. Ciekawe, jak ono się zakończy. Oby powodzeniem.
__________
I oto rozdział, z szablonem zrobionym przez blog Krytyczna Biel. Jest cudowny, dziękuję ślicznie.
Co powiecie? Podoba Wam się wygląd? Mi bardzoo!
A rozdział jak? Może być? Piszcie mi w komach, proszę. Komentujcie, bo to niesamowicie motywuje. Kolejny rozdział, już niebawem. Czytajcie i komentujcie! Pozdrawiam. :*

4 komentarze

  1. mrrr widzę jest coraz ciekawiej *>*
    ej kto to ten jego kolega.. jakoś mi się nie podoba :))
    czemu on wyszedł? on miał z nią zostać no halo, czy to tak trudno ogarnąć? XD
    okej. będę chamska, ale reklama zawsze spoko xd
    prolog dodany.. więc zapraszam :)
    http://make-me-heart-attack.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Yeeeey. Belieber nie jestem, ale bloga masz super !! :*
    Czekam na nn ! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekamy na nn. Ekstra blog!!!.

    OdpowiedzUsuń
  4. JeJ *.* Dali sobie szanse <3 Słodko :** Ciekawe, czy to jest miłość, czy zauroczenie? Tyllllleee pytań :D A mało odpowiedzi ;))
    No, no, no. Czekam z wieeeelką niecierpliwością na nn :*

    OdpowiedzUsuń