Czuję turbulencje, następnie przyjemne ciepło i chłód bijący w moje plecy. Otwieram zaspane oczy i od razu je mrużę przy ostrym świetle halogenów w recepcji. Jestem w ramionach Justina, który niesie mnie do apartamentu. Kobieta, która wręczyła nam klucz, patrzyła na mnie z zazdrością, ale przez jej twarz przebiegał ciepły uśmiech.
-Dzień dobry, słoneczko.- mówi cicho Bieber i wchodzi do windy. Jesteśmy całkowicie sami i wolno jedziemy na 34 piętro.
-Dzień dobry.- szepnęłam i chciałam stanąć na nogi, ale niestety, jego uścisk był zbyt mocny, abym mogła go pokonać i dopiąć swego.
-Dziś doprowadzam cię do samego łóżka, bo ostatnio do tego nie dopuściłaś.- mówił bardzo cicho, zachrypniętym głosem, otulając oddechem moją twarz. To jest jak kołysanka dla mojej spragnionej wrażeń duszy. Przymknęłam oczy, ale nie spałam. Czuwałam, aż wreszcie będę w pokoju, aby móc wziąć prysznic i iść spać. Wyszliśmy z windy i kierowaliśmy się do pokoju 568. Otworzył swoimi sprytnymi rękami drzwi i z dokładnością wniósł mnie do środka, aby mnie nie uderzyć. Zamknął wejście nogą i ruszył do mojej sypialni.
-Śpij dobrze księżniczko.- szepnął i zakrył mnie kołdrą, zdejmując wcześniej buty. Cmoknął w policzek i wyszedł, zostawiając samą. Czując ulgę dla stóp i ciepło, które spowinęło moje ciało, nie mogłam się ruszyć i momentalnie zasnęłam...
Obudziłam się, całkowicie wypoczęta. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał 15:30. Zdezorientowana zerwałam się na proste nogi i nerwowo przeczesałam włosy. Złapałam swoje ciuchy, w których tutaj przyleciałam- były wyprane i wyprasowane na wieszaku. Pognałam do łazienki i wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic. Gdy byłam gotowa, wyprałam ubrania, w których spędziłam wczorajszy wieczór.
-Dzień dobry.- woła zaspany Justin, wchodząc w samych bokserkach. Zatrzymuję się i przejeżdżam po nim wzrokiem. Wygląda tak apetycznie, że mam ochotę się na niego rzucić.
-Witam szefie. Nie sądzę, aby to był dobry pomysł, pokazywać się pracownicy w samej bieliźnie. Mogę puścić plotki, że ma pan małego.- ruszam brwiami żartobliwie, a on piorunuje mnie wzrokiem.
-Widzę, że jesteś ciekawa, jakiego mam, ale mogę cię zapewnić, że do małych on nie należy.- rzuca oschle, a ja przełykam głośno ślinę. Nogi zaczynają drętwieć, a ręce pocić. Wrócił ten zmienny Justin. -Żartowałem.- mówi z wielkim uśmiechem na twarz, a ja oddycham z ulgą.
-Głupi jesteś.- rzucam i spoglądam kontem oka na telefon, który wibruje na komodzie. Patrzę na wyświetlacz i wyświetla mi się zdjęcie Rose. Odbieram i tłumaczę jej, gdzie jestem, a następnie, że porozmawiamy wieczorem.
-Nie jestem głupi.- mruczy Justin i marszczy nosek. Chichoczę i wywracam oczami.
-Jesteś, ale aby nie urazić twojego jakże delikatnego ego, postanawiam się z tobą zgodzić. Tak, nie jesteś głupi.- posyła mi piorunujące spojrzenie i podchodzi do mnie nagle. Zaczyna biegać palcami po moim brzuchu, a ja piszczę w niebo głosy.
-Nie! Proszę! Mam łaskotki!
-To mnie nie interesuje.-rzuca groźnie i kładzie mnie na łóżku. Siada na mnie i kontynuuje tortury. Wiję się pod nim, a policzka purpurowieją pod wpływem emocji. Śmieję się i próbuję powstrzymać go od kontynuowania zemsty na mnie.
-Dosyć, proszę.- wyrzucam z siebie ostatkami sił, a on łapie moje ręce i przyszpila je obok głowy. Patrzy intensywnie w oczy i uśmiecha się słodko. -Jest pan niemożliwy. I bardzo roznegliżowany, a jestem pana pracownicą.- mrużę oczy, a on śmieje się cicho.
-Ta informacja wcale mnie nie odrzuca od pani.- spoglądam ukradkiem na jego ramiona i klatkę piersiową. Prócz cudownego, umięśnionego brzucha, są również tatuaże... Ma je na rękach i torsie.
-Nie mów, że dopiero teraz zauważyłaś.- śmieje się, widząc mój badawczy wzrok. Potakuję wolno i spoglądam na niego.
-Nie spodziewałam się takich rzeczy po biznesmenie.- mój niewyparzony język przejmuje nade mną kontrolę.
-Ja też się nie spodziewałem tego po pani.- łapie mój nadgarstek i pokazuje mi tatuaż, który znajduje się na nim. Wywracam oczami i wyrywam mu dłoń. Chwilę potem zrzucam go z siebie i wstaję. Przeczesuję szybko włosy i poprawiam ciuchy.
-Proszę pana, takie istotne pytanie... Za ile wracamy do domu? Przypominam, iż jutro mam pracę i nie mam zamiaru się spóźnić.- przypominam ze sztucznym uśmiechem.
-Możemy już zaraz, jeśli sobie życzysz.- wstaje z łóżka i targa za końcówki swoich włosów. Omija mnie i wychodzi z pokoju. Poprawiam łóżko i sprzątam kubek po kawie, aż wreszcie uświadamiam sobie, że nic jeszcze nie jadłam od wczoraj. 'Wytrzymasz, aż wrócisz do Nowego Yorku.' mówi do mnie mózg, a ja posłusznie trzymam się tej myśli.
Schodzimy do recepcji, Justin oddaje kluczyk, a kobieta promiennie się do niego uśmiecha. Ma długie, proste blond włosy, idealnie wydepilowane brwi, krwiste usta, mały nosek i piękne, głębokie, niebieskie oczy. Gdybym była z Justinem i widziała, jak ślinią się na jego widok kobiety, chyba bym zwariowała. Współczuję jego przyszłej partnerce. Na pewno nie będzie miała łatwego życia...
-Proszę, to dla pani.- mówi do mnie i podaje mi pakunek. Spoglądam pytająco na Justina, który również takie pudełko trzyma w rękach.
-Dziękuję bardzo.- szepczę, a Bieber chwytając mnie w talii, prowadzi do wyjścia. Wsiadamy do limuzyny, która zawozi nas na lotnisko. Tam czeka już przygotowany samolot, z nazwiskiem Justina na końcu i całą obsługą, którą wcześniej nie widziałam. Witam się z pilotem, stewardessami i mężczyzną od masażu.
-Udanego lotu, proszę pana. Proszę pani.- żegna nas szofer, a Justin ochoczo ściska jego dłoń. Potem spogląda na mnie i miło się uśmiecha. Ma około 50 lat, jest niski, siwy i przy kości. Miły z niego staruszek.
-Dziękujemy.- rzucamy jednocześnie i wchodzimy do środka maszyny. Zajmujemy swoje miejsca znając procedury i ciepło uśmiecham się do załogi. Startujemy, a ja obserwuję, jak piękne miasto znika za warstwami chmur. Ta wycieczka była wspaniała, na zawsze ją zapamiętam.
-Podobało ci się?- pyta Justin, a ja spoglądam na jego poważną twarz. Wolno potakuję i przypominam sobie tor wyścigowy. Uśmiech wita na mojej twarzy, a w oczach Biebera tańczą iskierki.
-Największą frajdę sprawiłeś mi w Vegas Luxury Rides.- mówię.
-Tak, pamiętam, jak chciałaś mnie zabić.- śmieje się cicho, a ja wywracam oczami. -Wyskoczyłaś z tego auta i zaczęłaś krzyczeć "Mogłeś nas zabić"- próbował mnie przedrzeźniać, a słysząc jego wysoki ton głosu, sama wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem. Justin przerwał widząc mnie w takim stanie i sam uśmiechał się od ucha do ucha. Westchnęłam, kiedy opanowałam swoje nieodpowiednie zachowanie i spojrzałam na Justina. -Słodko się śmiejesz. Mógłbym tego słuchać cały czas.- mówi z ciepłym głosem. Moje serce topnieje pod takimi słowami i momentalnie przyspiesza. Chce wyskoczyć z klatki piersiowej i pognać do serca Justina, aby je mocno przytulić. Czyżbym się zakochiwała? To jest niemożliwe...
W głośnikach rozbrzmiała piosenka Rihanny "We found love", a ja zaczęłam cicho podśpiewywać. Pilot nagle przerwał jej piosenkę i oznajmił, że możemy się poruszać po samolocie. Wtedy wzrok Justina spoczął na mnie.
-Jesteś głodna.- to nie było pytanie, to było oznajmienie, które wypłynęło z jego ust, jak informacja oczywista.
-Nie..?- mój brzuch znów przewrócił się o trzysta sześćdziesiąt stopni, mocno o sobie dając znać.
-Słyszę. Nic nie jadłaś.- wstaje i kieruje się na dziób samolotu. Po chwili wraca w towarzystwie stewardessy. Niesie ona wielką tacę i kładzie ją na stoliku, który znajduje się na wprost naszych siedzeń.
-Bon apetit!- woła i znika tam, skąd przyszła. Patrzę na Justina, następnie na talerz, a potem znów na niego.
-Oszalałeś?- pytam wreszcie widząc gotowanego na wytrawnym wywarze fileta z miętusa królewskiego, oblanego aksamitnym sosem chrzanowym z ziemniakami z wody i duszonym brokułem.
-Nie marudź. Jedz. Jesteś strasznie chuda.- przyznaje z oburzeniem i piorunuje mnie wzrokiem. Przynosi drugą tackę i siada obok mnie. Bez żadnego wymieniania spojrzenia zabiera się za jedzenie, więc postanawiam robić to samo. Czuję się nieswojo. Nie mogę za nic zapłacić, nie mogę nic zrobić...
-Smacznego. -szeptam, i wbijam widelec w mięso. Po 20 minutach odkładam talerz na tackę i momentalnie czuję jakieś 15 kg więcej. Justin dumnie spogląda na mnie i na talerz.
-Smakowało, panno MacCartney?- pyta, a ja potakuję, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. Znużył mnie sen, a mężczyzna widząc to, postanowił mnie zaprowadzić do sypialni.
-Obudzę cię, jak będziemy na miejscu.- oznajmił i wyszedł z pomieszczenia. Ułożyłam się na niezwykle wygodnym materacu i zamknęłam oczy. Momentalnie odpłynęłam do krainy Morfeusza.
-Nie budziłbym cię, bo słodko wyglądasz, ale niestety, musisz siąść i zapiąć pasy.- szeptał mi do ucha i pochwycił w swoje silne ramiona. Ile razy on jeszcze mnie będzie niósł?
-Możesz mnie postawić na ziemi? To krępujące, że ciągle mnie nosisz.- wołam zirytowana, a on z rozbawieniem, delikatnie stawia mnie na ziemi.-Dziękuję.- rzucam i wyprzedzam go, aby szybko siąść i zapiąć pasy. Chwilę potem jesteśmy już na lotnisku w Nowym Yorku. Wysiadamy z samolotu i idziemy do auta Justina.
-Jedź ostrożniej, niż na tym torze, proszę..- wzdycham i zapinam pasy obok kierowcy. Ten tylko prycha cichym śmiechem i odjeżdża.
-Boże, Carla! Gdzie ty się podziewałaś?!- krzyczy Rose, gdy przechodzę przez próg mieszkania. Rzuca mi się na szyję i mocno przytula. -Czemu czuję męskie perfumy?!- warczy z oburzeniem i piorunuje mnie wzrokiem.
-Em.. Tak jakby przecież byłam cały ten czas z Justinem.- przyznaję cicho, oblizując usta. Oczy współlokatorki się powiększają z niedowierzenia. -Las Vegas jest pięknym miastem, szczególnie nocą.- wzdycham i wyjmuję wino, które kupiłam za pieniądze, która miałam przy sobie. -Proszę.- wręczam jej butelkę, a ona wzdycha.
-Nie trzeba, ale skoro kupiłaś i musisz mi opowiedzieć, co tam robiliście, to z miłą chęcią otworzymy i się napijemy. Jesteś głodna?- pyta z zaciekawieniem. Zaprzeczam ruchem głowy i rzucam kurtkę na komodę. Siadam wygodnie na skórzanej sofie w salonie i wzdycham wiedząc, że nie siedzę na czyiś pieniądzach, tylko w swoim mieszkaniu. Dobrze być w domu...
-Zabrał cię na wyścigi?!- piszczy podekscytowana, a ja uśmiecham się ciepło do niej.
-Nie, to nie były wyścigi. Chciał mi pokazać dobrą, szybką jazdę. To chyba jego pasja, bo widząc jego zadowolenie na twarzy, kiedy prowadził, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że tak jest.
-Ojeju. Tyle się dowiedziałaś o naszym szefie.- mówi z uznaniem na twarzy. Chciałam jej napomnieć o tym, że Justin ma tatuaże, ale stwierdziłam, że jednak tą informacje zachowam dla siebie.
-Ma własny samolot, który dostał od ojca. Gdy lecieliśmy, wylałam na niego szampana, także standard.- chichoczę, a ona wywraca oczami.
-Klasa, MacCartney, KLASA!- woła z oburzeniem, a ja mocno ją przytulam. -Tęskniłam.- mówi cicho, a ja odpowiadam "ja też". Posiedziałyśmy jeszcze trochę, a potem ruszyłam do pokoju, ponieważ na dzisiaj mam dosyć wrażeń. Leżąc we własnym łóżku odtwarzam wszystkie wydarzenia sprzed 24 godzin. Justin często powtarzał, że jestem piękna, powinnam być traktowana jak księżniczka, itd. To było na prawdę słodkie. Czy on robi to specjalnie, aby mnie w sobie rozkochać? Zatracając się w myślach, usypiam. Marzenia przenoszą mnie do świata, gdzie jestem już dorosłą kobietą z mężem, dwójką dzieci i wielkim domem...
_________________
Oto rozdział 4. Dodaję tak szybko kolejny, ponieważ widzę, że zainteresowanie tym opowiadaniem wzrasta, a szkoła już tuż tuż, co oznacza, że rozdziały będą pojawiać się rzadziej... Znacznie rzadziej. Co nie zmienia faktu, że będę kontynuowała pisanie. Mam nadzieję, że podoba Wam się blog. Odpowiadajcie na ankietę, to dla mnie ważne. Komentujcie, wyrażajcie swoje opinie! Chętnie przyjmę krytykę i postaram się zmienić to, co Wam nie pasuje tutaj. Do następnej notki! ♥
Przyjemnie się czyta.Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńMasz talent dziewczyno! Czekam na nn.;)
OdpowiedzUsuń<3
rewelacyjny ;* czekam z niecierpliwością na nn ;* <3
OdpowiedzUsuńKurde, jak ja sobie pomyśle, że rozdziały będą rzadziej, to aż mnie ściska.... pokochałam ten blog i nie chce żeby skończył się wcześnie.... postaram się o tym nie myśleć. ;/
OdpowiedzUsuń'Współczuję jego przyszłej partnerce. Na pewno nie będzie miała łatwego życia...' hah hah hah. zobaczymy xD
Świetny, świetny i jeszcze raz świetny..... Boże, ja chcę już kolejną notkę!!!!!!!!
Pozdrowionka :*
Hej :) Chciałam Ci powiedzieć, że masz super ekstra mega hiper bloga :D <3
OdpowiedzUsuńJest parę błędów gramatycznych, no ale bez przesady, każdy je popełnia! :P
Tylko jakoś nie umiem wyobrazić sobie, że ''szef'' to ten sławny i znany Justin Bieber...
Nie wiem dlaczego, po prostu mi go nie przypomina... Bez urazy, bo nie mam nic przeciwko niemu :)
Dla mnie jest kimś zupełnie kimś innym :) Ale może to dlatego że go nie znam ;)
Ale masz naprawdę super bloga <3 Zazdroszczę :3 xD
Czekam już na kolejny rozdział z dreszczykiem zaciekawienia.... ;) :D
Pozdrawiam i zapraszam na mojego dość nietypowego i dziwnego bloga :P
Masz super bloga <3
Nina :*