Drzwi otwierają się szerzej, a Justin wyczekuje, aż wreszcie przejdę przez próg.
-Em, wracamy do Nowego Yorku?- pytam speszona i odwracam się w jego stronę. Unosi brew pytająco i bacznie się przygląda. Kręci głową z uśmiechem i lekko pchnie do środka.
-No już, wchodź.- śmieje się cicho i zatrzaskuje za nami drzwi. -Rozgość się. W szafie znajdziesz piżamę, jakieś ciuchy na wieczór i na jutrzejszy dzień. Ja muszę zadzwonić.- oznajmił i skierował się do jakiegoś pomieszczenia. No Carla, wyjechałaś na krótkie wakacje ze swoim szefem. Brawo. To jakieś kpiny' wołam w myślach i rozglądam się po dużym pomieszczeniu. Sauna, masażyści, barek nad jacuzzi, czego chcieć więcej? I tak odwiedzam każde pomieszczenie, które mogę, gdy nagle napotykam prawie nagiego Justina.
Uderzam się z irytacją w czoło i spoglądam nerwowo przed siebie. Postanawiam rozejrzeć się po apartamencie. Idąc w lewą stronę znajdują się drzwi, w rządkach. 3 po prawej, trzy po lewej i jedne na wprost. Pewnym krokiem ruszam do tych, które są na przeciw mnie i znajduję się w wielkim, prywatnym basenie.
-Ops, przepraszam!- wołam zażenowana i zakrywam szybko oczy, aby uniknąć ciekawych widoków. Słyszę stłumiony śmiech, a chwilę potem znikam za drzwiami. Kieruję się do pokoju obok i znajduję ogromną sypialnie z łożem małżeńskim i wielkimi oknami, które ukazują panoramę zasypiającego Las Vegas. To miasto seksu, kasyn, grzechu, przepychu i innych szalonych rzeczy, o których normalni ludzie nawet nie śnią. Życie tutaj rozpoczyna się dopiero nocą. Przepiękny widok oświetlonych wieżowców i ulic rozpościerał się u moich stóp. Spojrzałam w dół i lekko zakręciło mi się w głowie. Lęk wysokości dopadł mnie nawet tutaj. Westchnęłam i wyjęłam swojego Iphone. Porobiłam nim zdjęcia na pamiątkę i schowałam go do tylnej kieszeni jeansów. Nagle usłyszałam głośne chrząknięcie.
-Dobry wieczór.- mówi nonszalancko, całkowicie odświeżony. Ma na sobie ołówkowe spodnie od garnituru, białą, rozpiętą koszulę i czarne, pastowane lakierki. Mokre włosy, śnieżnobiały uśmiech. Wygląda, jakby przed momentem był po dobrym, szybkim seksie.
-Witam.- uśmiecham się do niego ciepło i przygryzam wargę.
-Gotowa?- pyta, a moje źrenice się powiększają.
-Gotowa... na co?- pytam zakłopotana tym, że w ogóle nie pomyślałam, aby się odświeżyć.
-Sądzisz, że przyjechaliśmy tutaj popatrzeć na to piękne miasto przez okna tego hotelu? Proszę cię, mam zamiar pokazać ci wszystko to, co jest tutaj niesamowite. Wliczając przede wszystkim kasyno, do którego mam zamiar się wybrać właśnie teraz. - spogląda na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Nerwowo pocieram swoje ręce.
-Dasz mi 10 minut? Byłam pochłonięta oglądaniem widoków i po prostu się nie odświeżyłam.- wzdycham zawstydzona swoim nieudolnym zachowaniem.
-Pomóc szorować plecki?- uśmiecha się jednoznacznie i przeczesuje mokre włosy.
-Nie ma takiej potrzeby, panie Bieber.- wołam z równym rozbawieniem i podchodzę do ogromnej komody, gdy zostaję sama. Bielizna... Wszystko w moim rozmiarze. Biorę szybko koronkowy, czarny stanik i majtki do kompletu. Wbiegam roztargniona do łazienki i przypominam sobie o tym, że muszę się w coś przebrać. Gdyby Rosalie tutaj była, już dawno stałabym w nonszalanckiej sukience do kolan i wyglądała na minimum 400 milionów dolarów. A póki co wyglądam na 10 dolców. Pospiesznie sięgam po grafitową sukienkę, dopasowaną do mojej talii, z lekką siateczką przy dekolcie. Do tego czarne czółenka i również czarna torebeczka. 'Sądzę, że to wystarczy.' Mknę do łazienki, zrzucam z siebie ciuchy i otulam się gorącą wodą. Następnie szybko suszę włosy i zostawiam je w lekkich lokach, bo nie mam czasu nawet coś z nimi zrobić. Zakładam sukienkę, buty i porywam po drodze żakiet, który również wisi w ogromnej szafie. Wychodzę z sypialni, gdzie czeka na mnie Justin. Ubrał marynarkę i wysuszył włosy. 'I tak jesteś boski.' pomyślałam i oblizałam usta.
-Wow, wyglądasz... cudownie.- przyznaje i przejeżdża uważnie po moim ciele. Posyłam mu gniewne spojrzenie i staję obok niego.
-Masz zamiar tak stać i patrzeć się na mnie jak na jakąś boginię, czy pokażesz mi to miasto?- pytam ze sztucznym uśmiechem na twarzy, trzepocząc do niego rzęsami. Prycha cicho pod nosem i otwiera przede mną drzwi. Nagle chwyta mnie pod ramię i prowadzi do winy.
-Nie wiem, czy iść z panią do kasyna. Jak mi ktoś panią porwie?- pyta z udawanym lękiem.
-To pójdę w tany, proszę pana. Dzieckiem nie jestem, dam sobie radę.- uśmiecham się pobłażliwie i spoglądam na niego. Nic już nie mówi, prostuje się i patrzy przed siebie. Podziwiam jego profil. Idealnie prosty nos, pełne, wyrzeźbione usta, lekki zarost, karmelowe oczy, które właśnie patrzą na mnie z rozbawieniem. Mam ochotę zapaść się pod ziemię...
-Cóż, widzę, że wpadłem pani w oko.- rzuca z uznaniem, a ja wywracam oczami.
-Za bardzo sobie pan pochlebia.- wyrzucam z frustracją i odwracam się w stronę lustra, które jest za nami. Poprawiam swoje włosy, całkowicie niezadowolona z tego, jak wyglądają. Justin puszcza moje ramię, aby mi pomóc. Układa delikatnie grzywkę, parę włosów zakłada za ucho i wolno puszcza wszystkie włosy na plecy.
-Proszę.- mówi cicho przy moim uchu. Czuję jego ciepły oddech na mojej szyi, a ja dostaję paraliżu kończyn dolnych. Odejdź na bezpieczną odległość, albo się na ciebie rzucę, tutaj, w windzie! Nagle winda się zatrzymuje, a my musimy wysiąść. Idziemy w stronę recepcji, Justin znów dyskutuje z kobietą i wraca do mnie.
-Limuzyna czeka, proszę pani.- mówi do mnie i kłania się do stóp. Chichoczę i wolnym krokiem idziemy na zewnątrz. Białe, długie auto, które zaparkowane jest przed samym wyjściem, błyszczy się w świetle ulicznych lamp. Jest dwudziesta druga, a Justin chce mi pokazać całe to miasto. Czyżbym miała być na nogach drugą noc z rzędu? Raczej mój organizm tego nie wytrzyma. Wsiadamy do samochodu, zapinamy pasy i jedziemy do jednego z najsłynniejszych kasyn w Las Vegas. Stratosphere słynie z wznoszącej się nad ziemią wierzy na wysokości 350 metrów. Widać z niej całe miasto, a prócz kasyna jest tam również restauracja, taras widokowy i różne atrakcje lunaparkowe.
-Nie jesteś zmęczona?- pyta nagle Justin widząc, że zaczynam robić się senna.
-Jestem, ale mam niesamowitą ochotę zobaczyć Las Vegas.- przyznaję i spoglądam na mężczyznę. Na jego twarzy maluje się delikatny uśmiech, a następnie spogląda na zegarek.
-Za 5 minut powinniśmy być na miejscu.- informuje, a ja zamykam oczy i próbuję się zrelaksować.
Siedzimy przy ogromnym stole, popijam szampana, a Justin dyskutuje z jakimiś dorosłymi mężczyznami na temat interesów. Rozglądam się po sali, gdy nagle wstaję od stołu i kieruję się na taras widokowy. Jestem na wysokości 350 metrów i ani trochę nie kręci mi się w głowie, gdy patrzę na ten cudowny krajobraz śpiącego miasta. Upajam się nim, gdy nagle czuję na swoim ramieniu czyjeś dłonie. Wzdrygam i odwracam się.
-Witam piękna.- mówi obcy mi człowiek. Unoszę brew pytająco i spoglądam na rękę. -Jestem Patrick.- dodaje i zdejmuje ze mnie swoje ciało. -A ty jesteś..
-Carla.- dodaję lekko różowiąc się. Patrick jest wysokim mężczyznom o bujnych, czarnych włosach i błękitnych oczach.
-Piękne imię dla pięknej dziewczyny.- przyznaje z aprobatą, a ja wywracam oczami.
-Daj spokój, nie jestem taka piękna.- chichoczę, a on szturcha mnie w ramię.
-Jesteś.- rzuca, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Czy każdy niesamowicie bogaty mężczyzna musi być taki seksowny, przystojny i idealny? Wzdycham, gdy nagle czuję, jak czyjeś ręce zaplatają się wokół mojej talii. Stoję zdębiała i czuję znajomy zapach.
-O, Bieber.- mówi wolno, naklejając na twarz sztuczny uśmiech. -Nie wiedziałem, że jesteście razem.- dodaje, tłumacząc się.
-Bo nie jesteśmy.- wołam i odplątuję się z rąk Justina.
-Nie ważne... Miło było cię poznać Carlo. Mam nadzieję, że do zobaczenia jeszcze kiedyś.- puszcza mi oczko i unosi szampana, aby przybić nim ze mną toast. Spoglądam zdezorientowana na szefa, a on uśmiecha się do mnie flirtująco.
-Jedziemy?- pyta, a ja przytakuję, nie chcąc kontynuować tej jakże żenującej pogawędki.
I tak zaczęliśmy jeździć po całym LV. Oglądaliśmy różne show, które tutaj oferowano, słuchaliśmy dawnych piosenek The Beatles, Michaela Jacksona i innych słynnych wokalistów dawnych czasów.
-Masz ochotę na trochę adrenaliny?- pyta, a ja unoszę brew. -Czyli masz.- odpowiada za mnie i mówi coś kierowcy. Jedziemy na wybrzeża miasta i zatrzymujemy się przy ogromnym budynku. Kierujemy się do jego wnętrza, a tam podchodzi do nas czterech mężczyzn.
-Witamy w Vegas Luxury Rides. Zapewne przybyli państwo, aby wypożyczyć od nas jedno z naszych aut?- pyta niski, drobny blondyn.
-Tak, dajcie najszybsze, a zarazem najbezpieczniejsze auto, jakie tylko posiadacie.- Grupa zaczęła dyskutować między sobą na ten temat.
-Dostanie pan bugatti EB 16.4 super sport, który spokojnie może jechać 430 kilometrów na godzinę.- informuje starszy mężczyzna.
-Wliczcie jeszcze tor, bo jego też wynajmujemy.
-Ale jest już za późno, aby wynajmować tor.
-Płacę podwójnie.- mówi spokojnie Justin, a każdy z niedowierzaniem patrzy na niego. -To jak będzie?- dodaje.
-Dobrze. Zac idź przygotować auto, a ty Paul i Ian tor. Do roboty.- prawdopodobnie ten starszy mężczyzna był szefem tego biznesu.
-Justin.. nie przesadzasz?- pytam cicho, aby tylko on usłyszał. Na jego twarzy maluje się rozbawienie. Kręci głową i chwyta mnie pod ramię.
-Pokażę pani, co to szybka jazda.- woła pewny siebie. Podchodzi do nas wyższa ode mnie kobieta, wręcza odpowiedni strój, w który mamy się ubrać i prowadzi do przebieralni.
-Niestety jest tylko jedna, ponieważ męską podtopiło. Przepraszamy za utrudnienia.- mówi, a mój brzuch zaczął skakać we wszystkie strony. Mam się rozebrać przed tym mężczyzną?!
Weszliśmy do ciasnej przebieralni, a Justin zaczął rozpinać guziki garnituru, po czym zrzucił koszulę, marynarkę i został mu sam krawat na jego nagim torsie. Westchnęłam i chcąc mieć to żenujące przedstawienie za sobą, zdejmuje pewnie swoje buciki, odkładam je delikatnie na ławeczkę i pochylam się, aby złapać spodnie od kombinezonu. Zdejmuję szybko sukienkę, stojąc do niego plecami i ubieram pośpiesznie dół.
-Nie patrz.- warknęłam, czując na sobie palące spojrzenie mężczyzny.
-Cóż, trudno mi się powstrzymać. Masz niesamowicie jędrny tyłek.-przyznaje, a ja odwracam się w jego stronę.
-Daruj sobie.- wzdycham i ubieram szybko kurtkę, nie mając nic pod spodem.
-Kusisz Carlo.- woła widząc, że jestem tylko w tym kombinezonie.
-Przebieraj się i nie gadaj, dobrze? Ja zdążyłam się ubrać, a ty nadal stoisz tak, jak wcześniej.- zdejmuje swoje buty, zsuwa spodnie, a ja odwracam się na pięcie i wkładam masywne buty.
Wsiadamy do pięknego, widać drogiego auta. Zapinam pasy, wkładam kask, który dała mi kobieta i mocno wciskam się w fotel. Ewidentnie za dużo wrażeń jak na jeden dzień!
-Gotowa?- pyta, a ja wolno kiwam głową. -Trzymaj się mocno. Nie mam zamiaru cię zabić, chcę ci pokazać szybką jazdę.- woła i odpala silnik. Łapię gwałtownie powietrze, a on, zanim rusza, podłącza swojego Iphone do radia samochodu. W tle rozbrzmiały nuty piosenki Britney Spears "womanizer". I ruszyliśmy. Auto bardzo szybko nabrało pełnej prędkości. Jechaliśmy dobre 300 kilometrów na godzinę, gdy nagle Justin zrobił gwałtowny skręt i zaczęliśmy driftować. Z piskiem opon weszliśmy w zakręt i sunęliśmy dalej, coraz szybciej. Próbowałam uspokoić swój oddech, ale prędkość, którą osiągaliśmy wprawiała mnie w obłęd. Zakręt, kolejny i kolejny... Tak bez końca. Piosenka nadal leciała, a ja próbowałam się na niej skupić, aby nie zwariować. Spojrzałam ukradkiem na Justina, który w pełni oddał się swojej pasji. Uśmiechał się co jakiś czas, gdy wykonywał gwałtowny zakręt, przygryzał wargi i tak w kółko. Nagle przyspiesza, jedzie coraz szybciej, osiągamy jeszcze większą prędkość. Suniemy ponad 440 kilometrów na godzinę, a serce podchodzi mi do gardła. Nagle robi gwałtowny skręt i zaczynamy kręcić się w kółko. Piszczę i chowam twarz w dłonie. Gdy samochód się zatrzymuje, momentalnie odpinam pas i zszokowana wyskakuję z auta jak oparzona.
-Mogłeś nas zabić!- wołam przerażona i patrzę na rozbawioną twarz Justina, która wyłania się spod kasku.
-Kochanie, to jest adrenalina, o której ci mówiłem.- rzuca i przeczesuje swoje rozczochrane włosy. Patrzę na niego z niedowierzaniem i mam ochotę rzucić czymś w niego.
-Mam w dupie tą adrenalinę. Na prawdę mogło nam się coś stać!- wykrzykuję, wyrzucając z frustracją ręce w górę. Bieber podchodzi niepewnie do mnie i chwyta za dłonie.
-Ale stoimy tutaj, tak? Nic nam nie jest. To tylko adrenalina. Nie pozwól jej zapanować nad tobą.- patrzę na niego i próbuję tym samym przelać na niego całą swoją złość.
-No w sumie tak.- wzdycham widząc, że czeka na moją odpowiedź. Uśmiecha się triumfalnie i czochra moją głowę.
-Brawo. Dzielna dziewczynka.- woła i zasiada za kółkiem. Kieruję się na swoje miejsce i wracamy do budynku, z którego wypożyczyliśmy cały sprzęt.
-Było zjawiskowo. Dzięki za dobranie odpowiedniego auta.- Justin oddaje im klucze i kieruje się ze mną do przebieralni.
-Może tym razem ty będziesz się przebierał, a ja popatrzę, co?- mówię z irytacją w głosie, a on unosi brwi zaskoczony moją propozycją. Odsłania swoje śnieżnobiałe zęby i zaczyna się rozbierać.
-Skoro sobie tego życzysz.- zrzuca z siebie kurtkę i zostaje w samych spodniach. Rozwiązuje buty, a ja momentalnie odwracam się do niego plecami. -Chciałaś popatrzeć.- rzuca nagle, a ja wzruszam ramionami.
-Cenię czyjąś prywatność.
-Mi to nie przeszkadza.- dodaje, a ja zaczynam się rozbierać. Stoję w samej bieliźnie i próbuję wsunąć na siebie idealnie dopasowaną sukienkę, gdy nagle czuję gorące ręce na swojej nagiej talii. Sztywnieję.
-Co ty robisz?- pytam zdenerwowana, a jego ręce chwytają krańce ubrania i wsuwa ją na mnie z perfekcją, następnie zasuwa ją i rozpuszcza moje włosy.
-Proszę.- rzuca i sam kontynuuje swoje ubieranie. Stał za mną w bokserkach z Calvina Kleina, a teraz ma już na sobie rozpiętą koszulę, spodnie od garnituru i buty. Postanowiłam się odwdzięczyć i pomagam mu zawiązać krawat.
-Jesteś w tym dobra.- mówi z aprobatą, a ja wzruszam ramionami. Przypomniało mi się, kiedy zawiązałam ojcu pierwszy krawat na rozmowę w sprawie pracy. Strasznie się stresował, a mama była w pracy. Podpatrzyłam na internecie, jak się je wiąże, a potem spróbowałam i mi wyszło. Na dodatek ojciec uznał, że przyniósł mu szczęście podczas rozmowy i od tamtej pory go jeszcze nie rozwiązał, a zakłada go tylko na ważne okazje.
-Gotowe.- mówię i odsuwam się na bok. Zbieram kombinezon i składam go w kostkę. Wychodzimy i oddajemy je kobiecie. Justin rusza zapłacić za naszą zabawę, a mi po raz kolejny robi się głupio. Ten niesamowicie bogaty mężczyzna może sponsorować mi takie atrakcje, bo chce, a mi niezręcznie mówić o tym, że nie stać mnie na pokrycie kosztów tych zabaw.
Wracamy do hotelu. Zwiedziliśmy całe Las Vegas. Dochodzi 5 nad ranem, a moje oczy błagają o sen. Mrugam, próbując złamać chęć odpoczynku, lecz po dłuższej walce odpuszczam i zasypiam....
______________________
Oto rozdział 3. Znowu długi, ale ja już w zanadrzu mam napisane rozdziały, które czekają tylko na udostępnienie. Mam nadzieję, że odpowiecie na pytanie, które zadałam Wam w ankiecie. Liczę również, że pojawi się więcej komentarzy, ponieważ one niezwykle motywują do dalszego pisania.
Myślę, że spodoba Wam się rozdział, do napisania. ;)
Najlepszy blog <3
OdpowiedzUsuńCudowny <3 <3 Kiedy nastepny <3 Nateszcie inny blog <3
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog...czekam na następny:)
OdpowiedzUsuńcudowny ;* ;3 Kiedy następny ? bo już się nie mogę doczekac ;* ;33
OdpowiedzUsuńStrasznie wciągające jest to Twoje opowiadanie :*
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny rozdział <3
Podoba się, podoba :D
OdpowiedzUsuńJezu, myślałam, że on rozbierze ją z tej bielizny jak złapał ją w talii xd i jeszcze te słowa 'kusisz Carlo' xD jprdl XD Zajebisty <3
Szczerze? Dzięki temu blogowi uwielbiam czytać ;p serio xd pisz, pisz dziewczyno bo ja chcę już następny :D
Pozdrowionka :*
Idealny!!!. ..tylko tyle mogę powiedzieć!
OdpowiedzUsuń