10.25.2014

Rozdział 16.

Dochodzi 6 grudnia. Jutro mikołajki. Moi świeccy rodzice zawsze wyjaśniali mi, dlaczego ono jest takie ważne. Pewien siwy pan, który nie miał zbyt dużo pieniędzy, raz w roku chodził po miasteczku i roznosił darmowe rzeczy ludziom w różnym wieku. Nazwali go świętym Mikołajem. Ten miły staruszek ukazywany jest w niejednej bajce, jak i filmie. Oh, mało kto jednak zna prawdziwą historię.
Od dziecka na mojego ojca wołali święty Mikołaj. Chodził on właśnie w ten jeden dzień w roku po ulicy, podrzucał pod pewne drzwi prezenty, chodził do domów dziecka, szpitali i obdarowywał małe szkraby podarunkami od siebie. Nie chcąc nic w zamian, prócz uśmiechu pociech. Wyglądał nawet jak Mikołaj! Miał siwą brodę, mimo młodego wieku, siwiejące włosy i parę zmarszczek. Ciepłe spojrzenie i życzliwy uśmiech towarzyszył mu na każdym kroku. Prócz tego, był pastorem, przez co wiele osób mówiło, że to znak od Boga. Oh, dziękuję, że mam tak wspaniałą osobę, jak mój tato.
Chodzę przez zaśnieżone ulice tego pięknego miasta w poszukiwaniu prezentów. Zakupiłam już dla przyjaciół, a teraz zostało mi znaleźć coś dla rodziców, Martina- dziecka, które zaadoptowali miesiąc temu, czyli mojego przyrodniego braciszka oraz dla Justina. Spoglądałam na różne wystawy zabawek, obrazów, ciekawych rzeczy do wystroju wnętrz, lecz nie przychodziło mi nic oryginalnego do głowy. Pocieszałam się tym, że w głośnikach rozbrzmiewały świąteczne piosenki, które znam na pamięć i podśpiewuję przy każdej, możliwej okazji. Wchodzę do sklepu z ciuchami dla dzieci. Tam postanawiam kupić coś bratu. Wybieram słodki sweterek i do kompletu czarną czapeczkę. Na manekinie wygląda uroczo, więc myślę, że na 5-letnim chłopczyku również będzie. Mamie zakupiłam delikatną bransoletkę, a ojcu zegarek z firmy YES. Teraz Justin. Skupiam się na nim, chodząc od sklepu, do sklepu. Co mogę mu kupić? Ma wszystko. Jest bogaty, może być niezadowolony z prezentu. Olśniewa mnie jednak i z telefonem w ręku, kieruję się do drukarni. Chwilę potem ruszam do kwiaciarni, gdzie pomagają mi dobrać dodatki do prezentu. Z uśmiechem na twarzy pakujemy razem z Cleo prezenty, zawzięcie rozmawiając o zbliżającej się gwiazdce. Mimo tego, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z tą kobietą, mam wrażenie, że znamy się od lat. Dyskutujemy o tym, jak męczące są przygotowywania do takich momentów w roku, ale mimo tego jest co wspominać.
-Dzięki za pomoc, Cleo.- rzucam, kiedy podaję swoja kartę kredytową. -Naprawdę miło było cię poznać.- mówię i wbijam kod. Ona uśmiecha się do mnie i oddaje własność.
-Wesołych świąt.- woła, kiedy wychodzę ze sklepu. Rzucam krótkie "Wzajemnie" i idę w stronę postoju taksówek. Zamawiam jedną z nich i kieruję się do swojego mieszkania. Justin wrócił do pełnego zdrowia, więc z czystym sumieniem i satysfakcją wróciłam na 'stare śmieci'. Wszędzie dobrze, ale we własnych czterech ścianach najlepiej.
Kiedy wchodzę do mieszkania, nie słyszę nic, prócz ciszy. Wzdycham, rzucając klucze na blat i kieruję się do pokoju. Ustawiam ostrożnie pakunki pod łóżkiem i rzucam płaszcz na pobliski fotel. Postanawiam zrobić tutaj radykalną zmianę. Znudził mi się stonowany pokój. Chcę go jakoś ożywić. Mam pełno pomysłów, ale niezbyt dużo czasu. W przerwie między świętami, zajmę się remontem tego miejsca. Odkładane od pewnego czasu pieniądze, wreszcie się przydadzą. 'Miałaś zostawić je na ślub!' krzyczy podświadomość, a ja prycham pod nosem. Jaki ślub?
Zdejmuję ze ściany fotografie i robię im zdjęcia. Postanawiam wystawić je na aukcję. Od dwóch tygodni malowałam mniejsze pejzaże, aby móc iść do pobliskiego domu dziecka i wręczyć je małym dzieciom. To nic z mojej strony, ale dla nich to radość, ponieważ ktoś z zewnątrz zwrócił na nie uwagę. Lubię sprawiać ludziom radość. Szczególnie tym, którzy od początku mają pod górkę.
Przyrządzam lekki obiad, klasyczną pierś z kurczaka  z ziemniakami i sałatką z kapusty pekińskiej. Zajadam się w samotnościach i postanawiam napisać SMS'a do Justina.
Hej kochanie... Wpadniesz na obiad?
Czekam wytrwale na odpowiedź, której nie dostaję. Rzucam więc telefon na blat i wbijam widelec w mięso, przystawiając ją do twarzy. Ostatnimi czasy nie widuję się zbyt często z Bieberem. Coraz częściej tłumaczy, że ma spotkanie do późna albo po prostu pracuje do późna. Widujemy się rzadziej, nie wychodzimy na miasto, a  wspólna kolacja byłaby cudem! Słyszę wibrację, więc odruchowo sięgam po iphona.
Przepraszam, nie dam rady. Jestem zajęty.
Odpisuję.
Kongres?
I w mgnieniu oka odpowiedź.
Nie do końca. Kończę. Pa.
 Oh, okej. Po skończonym posiłku sprzątam i w samotności snuję się od pokoju do pokoju. Dlaczego nie ma Rose? Dlaczego jestem tutaj sama? Nienawidzę tego uczucia. Nienawidzę być sama, kiedy za oknem robi się zimno.
-Mamuś..- wołam do słuchawki, a po drugiej stronie słyszę już cichy uśmiech. -Mogę wpaść?- pytam, nie czekając na jej ochocze przywitanie.
-Pewnie, kochanie! Co to za pytanie? Drzwi są zawsze szeroko otwarte!- rzuca z radością, a ja oddycham z ulgą. -Coś się stało?- ah, ten matczyny instynkt.
-Nie, wszystko w porządku. Jestem po prostu sama w tej chwili.. Wiesz, jak to na mnie działa.- mamroczę, a w odpowiedzi dostaję ciche westchnienie.
-Zapraszam, czekamy na ciebie.- uśmiecham się lekko i rozłączam. Pakuję do torebki potrzebne rzeczy i chwytam w rękę prezenty, które mam do rozdania swojej rodzinie. Zamawiam taksówkę, która, mam nadzieję, zawiezie mnie na lotnisko. Tam zamówię bilet i bezpośrednio dolecę do Rosewood.
Zostawiam krótką karteczkę informacyjną dla Rose, aby się nie martwiła. Chwytam prezenty i pospiesznie biegnę do windy, zamykając po drodze drzwi. Na dole czeka już taxi, więc wsiadam i informuję, na jakie lotnisko ma mnie zawieźć...

Siedzę wygodnie w fotelu, w klasie ekonomicznej. Spoglądam przez okno i podziwiam oddalający się horyzont. Piękne, ośnieżone krainy u mych stóp zapierają dech w piersiach. Oh, uwielbiam grudzień, to cudowny miesiąc, niosący z sobą wiele przyjemnych chwil. Mimo mrozu, który szaleje na dworze, w domach gości ciepło i spokój. Każdy pokazuje swoje uczucia i spędza czas z rodziną... Święta.

Punktualnie o 16 lądujemy na lotnisku Alton. Od niego dzieli mnie około 3 mile do domku rodziców. Na miejscu jednak okazuje się, że cała gromada stoi już nerwowo skacząc z jednej nogi na drugą i wypatrując mnie w tłumie. Podbiegam do nich szybko i rzucam się im na szyję. Mocno przytulam każdego z osobna i całuję.
-Carly!- krzyczy chłopczyk i wskakuje na moją klatkę piersiową. Przytulam go mocniej i głaszczę po jasnych włosach. Odstawiam go na ziemię i chwytam torbę. Następnie czwórką idziemy do dodga ojca. Zasiadam na tylnym siedzeniu, obok brata, a z przodu rodzice. Prowadziliśmy żwawą dyskusję na temat ostatniego meczu Toronto Maple Leafs z Montreal Canadiens. Ojciec zawzięcie opowiadał o ostatnich minutach toczącej się bitwy na lodzie.
-Dlatego nienawidzę takich meczy. Kończą się remisem, a ja nie wiem, komu kibicować.- mruczy, parkując samochód na podjeździe. Spoglądam przez szybę i widzę od lat nie zmieniający się dom. Jednopiętrowa chatka, znajdująca się na uboczu miasta jest idealnym miejscem dla rodziców. Mama w spokoju może wyjść na podwórko i zasięgnąć po dobrą lekturę, nie słysząc klaksonów samochodów. Tata zaś mógł popisać się rzeźbiąc w drewnie. Jego ukryta pasja nie odchodzi w kąt. Z wielkim zapałem siada przed Bożym Narodzeniem i struga do kościoła własną szopkę, wszystkich obecnych przy narodzinach Jezusa, a następnie na honorowym miejscu w kaplicy ustawia je i ozdabia kolorowymi światełkami.
Kieruję się do swojego pokoju, który niegdyś obklejony był w plakaty słynnych zespołów i modelek. Zawsze powtarzałam mamie, że chciałabym iść na Fashion Week do Paryża. Ona nigdy we mnie nie wątpiła, ale niestety, sama zwątpiłam w siebie.
-Spotkałam Mikołaja.- oznajmiłam braciszkowi, biorąc go na górę.
-Tak?- jego źrenice się rozszerzyły, a ja przytaknęłam wolno. -Oh, i co ci powiedział?
-Że muszę przekazać taki pakunek pewnemu grzecznemu chłopczykowi.- cmoknęłam go w czoło, a on zaklaskał w ręce.
-Co to takiego?- spytał entuzjastycznie, a ja wręczyłam mu torebkę. Zajrzał do środka i wyjął ciuszki, a pod spodem ukryłam jeszcze klocki lego. 'Do jego kolekcji.' pomyślałam i znów go uścisnęłam.
-Ale ten święty Mikołaj jest super!- krzyknął. -Napiszę do niego list, żeby mu podziękować!- zawołał, wybiegając z pokoju. Zatrzymał się w samych drzwiach. -Ale ja nie umiem pisać..- burknął smutno.
- Narysuj mu coś.- zaproponowałam, a na twarzy dziecka zawitał kolejny uśmiech. Wzięłam prezenty dla rodziców i zbiegłam po schodach. Weszłam do salonu, gdzie tata czytał gazetę, a mama skakała po kanałach kulinarnych w poszukiwaniu nowych inspiracji.
-Mam coś dla was.- szepnęłam, wchodząc głębiej. Stanęłam przed nimi i wręczyłam kolejno zegarek i bransoletkę.
-Wesołych świąt!- krzyknęłam i mocno ich uściskałam.
-Oh Carl...
-Nie trzeba było.- wtrącił tata, nie dając dokończyć mamie. Tak bardzo ich kocham.
-My też mamy coś dla ciebie.- uśmiechnęła się mama, a ja uniosłam pytająco brew. Tata pociągnął mnie tak, że siedziałam obok, a mama krzątała się przy meblach. Wreszcie znalazła niewielkie pudełko i podała mi je, odsłaniając szereg lśniących, białych zębów.
-Wesołych, kochanie.- ucałował moje czoło, a kiedy otworzyłam je i zobaczyłam kluczyki, zaczęłam piszczeć i skakać.
-O boże! Naprawdę kupiliście mi auto? Boże, dziękuję!- rzuciłam im się na szyję i ruszyłam przed dom. Nigdzie jednak nie widziałam żadnego nowego pojazdu.
-Garaż!- krzyknął ojciec, a ja udałam się tam. Oczom ukazał się piękny, czarny mustang z czerwonym dodatkiem. Auto lśniło się w świetle halogenów, a ja zamarłam. Ten pojazd musiał kosztować miliony! Jest nowe, a kiedy zasiadłam za kółkiem, poczułam intensywny zapach skóry, którą było wyłożone wnętrze. Nowe oprogramowanie samochodu, całkowicie nieużywany silnik. Wszystko nowe i moje.
-Dziękuję wam bardzo.- ocieram spływające łzy.
-Oh, nie płacz.- tuli mnie blondynka.
-Tak bardzo was kocham, za wszystko. A ten prezent... Oh, kto by się spodziewał! Taki wydatek? Przecież musiał kosztować miliony.- mruknęłam smutnie.
-Oh, oszczędzaliśmy od twoich narodzin, a teraz jeszcze wujkowie postanowili się dołożyć i to nie był problem.- poklepał mnie po ramieniu i zaklaskał w dłonie. W tej samej chwili w drzwiach zawitał Martin, trzymając kartkę papieru i kredkę.
-Mogę podpisać cię jako siostra?- pyta niepewnie, a ja entuzjastycznie kiwam głową. Jest z nami od niedawna, a mogłabym rzec, że przyzwyczaiłam się do tego małego potworka. Jest słodkim, grzecznym, kochanym dzieckiem, które nie sprawia żadnych problemów. Wstydzi się mówić do rodziców "mamo", "tato", a do mnie stara się mówić po imieniu, choć czasem potrafi powiedzieć nawet "pani". Cóż, to trudny okres, początki w nowej rodzinie pewnie nie są łatwe. Ale jest mały, szybko się przyzwyczai.
Pokazał mi kartkę, a ja uśmiechnęłam się. Przedstawiał on domek, przed którym stała czwórka ludzi: mama, tata, ja i Martin. Każdy uśmiechnięty od ucha do ucha, trzymający kwiatka.
-Te kwiatki to dla Mikołaja.- wyjaśnił szybko blondyn, a ja przytaknęłam.
-Jest świetny, na pewno się spodoba dobremu staruszkowi.

Siedziałam na górze, po udanej kolacji. Wreszcie włączyłam telefon i uruchomiłam laptopa. W skrzynce czekały na mnie 2 maile. Zaadresowane od nie kogo innego, jak Justina. Telefon zaś zwariował i nie mógł wyrobić z wibracjami, które uruchamiały się za każdym razem, kiedy przychodził SMS. Zerknęłam na niego, a tam również zobaczyłam 6 wiadomości i 11 nieodebranych połączeń. Patrzę na nie i widzę, że Rosalie i Justin próbowali się ze mną skontaktować. Niestety, teraz mam czas dla rodziny, nie mogę znów wracać tam. Mam przerwę. Te dwa dni chcę wykorzystać najlepiej, jak umiem, bez zapracowanego Justina i znikającej na całe dnie przyjaciółki.
______________________
I jest! Rozdział 16, po 15 komentarzach.
Kolejne 15 komów, rozdział 17.
Jestem mega padnięta, bo miałam zwariowany dzień, więc na tym kończę.
Pamiętajcie o zasadzie.
Do napisania soon
Wasza Klaudia

10.14.2014

Rozdział 15.

Wchodzę dumnie do budynku pracy. Witam po kolei swoje znajome, chwilę plotkuję, a następnie ruszam do kafejki, którą otworzyli tutaj niecały miesiąc temu. Starsbuck w naszym wydawnictwie to coś naprawdę dobrego. Wiele pracowników nie traci czasu na to, aby przejść na drugą stronę ulicy i czekać w kilometrowych kolejkach, tylko udaje się tutaj i dostaję napój od razu, kiedy zamawia.
-Poproszę Christmas Blend.- rzucam szybko, kiedy podchodzi do mnie Barbara. Wisi mi na szyi i wymawia wiele słów na sekundę, a ja wyłapuję tylko co poniektóre z nich. Uśmiecham się słabo, kiedy kończy.
-Jakie plany na sylwester?- pyta, trzepocząc energicznie rzęsami. Wzruszam ramionami i odbieram kubek kawy.
-Nie mam pojęcia. Mamy jeszcze miesiąc, na pewno coś wymyślę. A ty?
-Oh!- zaczyna.-Przede mną ekscytująca wycieczka z rodzicami, nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo nie mogę się doczekać tego, aby jechać z nimi w Himalaje. To będzie przygoda życia.- klaszcze w dłonie i zatraca się w opisywaniu krajobrazów, które widziała już w internecie. Jej rodzice są bogaci, dlatego pozwalają sobie na takie wycieczki. Ciepło rodzinnego domu w święta, to nie dla nich. Oni wolą korzystać z życia i bawić się tak, jakby dzisiejszy dzień był ostatnim. Wreszcie winda zatrzymuje się na 12 piętrze, a każda z nas idzie w swoją stronę. Kieruję się na stanowisko Carly MacCartney i zasiadam przed nim. Wzdycham, gdy widzę stertę ustawionych papierów, które muszę posegregować, po podpisywać i ewentualnie odpisać. Oh, moja praca jest naprawdę ciekawa.

Pochłonięta pracą nawet nie zwróciłam uwagi na to, że prócz mnie, nie było w pomieszczeniu nikogo. Jest pora obiadowa, a każdy z nas ma teraz godzinną przerwę. Ja zamiast iść zjeść, zostałam przy stanowisku i kontynuuję porządkowanie spraw. Gdy przypisuję kolejne spotkanie w kalendarzu Justina, czuję czyjś dotyk na szyi, który potem zjeżdża w dół. Nieruchomieję i chwytam szybko rękę. Wtedy widzę wystające zza rękawa fragmenty tatuaży i już wiem, że za mną stoi nie kto inny, jak pan Bieber.
-Nie ładnie mi uciekać z łóżka, kochanie.- szepcze i całuje szyję.
-Proszę cię, mam dużo pracy. Muszę to po przepisywać. Juliet chciała się z tobą pilnie spotkać. Powiedziała, że chce zaprosić cię na kongres w Wiedniu. Odpowiedziałam jej w mailu, że masz tygodniowy urlop ze względów zdrowotnych. Powiedziała - otworzyłam maila i wskazałam idealnie pomalowanym paznokciem na linijkę zdania - że nie ma problemu i życzy szybkiego powrotu do zdrowia.- dodałam i mrugnęłam w stronę Justina.
-Dasz spokój? Chodź, idziemy na lunch.- zaczął ciągnąć mnie za rękę, a ja twardo trzymałam się fotela.
-Nie, proszę. Muszę to dokończyć.- poprawiłam się i znów jeździłam długopisem w tę i z powrotem, w między czasie wykonując parę telefonów. Szatyn stał i ciągle obserwował to, co robię. Gdy wreszcie skończyłam rozmowę z agentami nieruchomości, którzy chcieli umówić się na spotkanie z Justinem, odwróciłam się w jego stronę. On wydął usta i zrobił minę zbitego psiaka.
-No i co ja mam z tobą zrobić?- westchnęłam i wstałam. Justin momentalnie się do mnie przybliżył i mocno wpił w usta. Zaczął jeździć rękami po talii, aż wreszcie usłyszeliśmy głośne chrząkanie. O nie! Przyłapali nas.. W pracy!
-Panie Bieber. Dobrze pana widzieć.- przyznał Samuel, który sprawował tutaj ochronę. Podszedł z ogromnym uśmiechem na twarzy i poklepał go przyjacielsko po barkach.
-Samuel, kope lat bracie!- odwzajemnił jego gest i odsłonił swoje idealne zęby. -Jak żona? Dzieci? Wszyscy zdrowi?
-Żona jest teraz na leczeniu, ponieważ przeszła ciężką operację nerek. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, więc módlmy się i bądźmy dobrej myśli, że na święta ją wypuszczą. A dzieci owszem, zdrowe. Dzięki. A jak u ciebie?- Justin skrzywił się i szybko zerknął na mnie.
-Jak widzisz, obficie.- rusza brwiami i ciągle wierci dziurę w mojej sylwetce. -To moja dziewczyna, Carla, ale ją chyba znasz.
-Pewnie, od samego początku. Mała, szczupła, szara myszka, przerodziła się w cudowną, piękną, atrakcyjną kobietę. Aż w oczach się mieni.- przyznaje z dumą, a ja czerwienieję. Pamiętam pierwszy dzień tutaj. Każdy patrzył na mnie, jak na wyrzutka, czułam się tutaj obco. Wmawiałam sobie, że kiedyś się to zmieni, że ja to zmienię. I owszem, udało mi się. Zmieniłam swój styl, stałam się odważna, no i mam niesamowitego mężczyznę przy swoim boku.
-Owszem. Piękna z niej kobieta.- przejechał dłonią po policzku, które rozpalało się pod jego dotykiem. Uśmiechnęłam się nieśmiało i mrugnęłam do Samuela.
-Dobrze było cię widzieć, a teraz wracam do pracy. Powodzenia i szczęścia.- przytulił kolejno mnie i mężczyznę obok, a następnie odszedł. Winda zatrzymała się na naszym piętrze, więc pospiesznie ruszyliśmy do niej, trzymając się za ręce.
-Masz zamiar mówić o nas wszystkim?- uniosłam pytająco brew, wyczekując odpowiedzi. Chłopak zawisł w zamyśleniu i nie odpowiadał. Wbił swe spojrzenie w drzwi, mrugał co chwilę, zacisnął zęby, próbując z czymś walczyć. -Hej, nie musimy o tym mówić.- szepnęłam, kładąc rękę na ramieniu.
-Oczywiście, że nie, ale chcę, aby te wszystkie panny, które wzdychają na mój widok, po prostu się odczepiły.- warknął, poprawiając marynarkę od garnituru.
-Oh.- więc o to mu chodzi. Myślałam, że podoba mu się to życie i fakt, że to ON pociąga za sznurki.
-Ale nie mogę...- rzucił prawie bezgłośnie i spuścił wzrok w dół. Nie może o nas powiedzieć? Dlaczego? Wstydzi się? -Wyprzedzam pytanie. Nie, nie wstydzę się ciebie, po prostu... Nie chcę, abyś przez to przechodziła...
-Przechodziła przez co?- już nic nie rozumiem.
-Nie ważne.- winda zatrzymuje się na parterze, a my entuzjastycznie żegnamy się z Peasley. Wychodzimy przez drzwi, które otwiera nam portier i kierujemy się do limuzyny, która już czeka przed wejściem.
W milczeniu wracamy do mieszkania. Mam chwilę spokoju, aby zastanowić się, o co może mu chodzić. Przechodzić przez co? Co jest takiego, że mogłabym tego nie znieść? Przecież jestem silna...

-Justin, wychodzę. Umówiłam się z Rosalie i Joshem.- rzucam, kiedy zaglądam do jego gabinetu. Nieświadoma tego, że ma gościa... Spoglądam na piękną kobietę, która ostatnio przeszkodziła nam w dość nieodpowiednim momencie. -Oh, przepraszam. Nie wiedziałam..- urywam, błyskawicznie wycofując się na zewnątrz.
-Nie, proszę, wejdź!- woła, zanim zatrzaskuję drzwi. Onieśmielona znów robię krok do przodu, aby stanąć oko w oko z podejrzaną kobietą. -Poznaj Nino, moją dziewczynę.- rzuca w jej kierunku, wskazując ręką na moją sylwetkę. Znów oblewam się rumieńcem i odczesuję kosmyk włosów za ucho. Kobieta bacznie przejeżdża po mojej sylwetce i uśmiecha się perfidnie pod nosem, myśląc że ja tego nie dostrzegam. Ubrana jestem w jasne dżinsy, uwydatniające moje wysportowane nogi, na górę zarzuciłam bordowy sweter i białą bokserkę. Przykryta czarnym płaszczem zimowym i tego samego koloru szalikiem, byłam gotowa do wyjścia.
-Miło mi cię poznać, kochanie.- rzuciła dumnie i nadal miała na twarzy naklejony "specjalny uśmiech dla MacCartney".  Uniosłam brwi, a następnie opuściłam, nie chcąc robić niepotrzebnych sprzeczek.
-Nie będę przeszkadzać, Justin. Wychodzę.- zaczyna podążać w moim kierunku i chwilę potem wpija się w moje usta. Nie odwzajemniam pocałunku, tylko wycofuję się i udaję do drzwi wejściowych. Sznuruję wysokie buty na grubym obcasie i wychodzę, chcąc zapomnieć o tej zdzirowatej kobiecie w gabinecie Biebera.

-Jeszcze jednego proszę.- rzucam do barmana i chwytam podawany mi kieliszek. Przystawiam go do ust i odchylam głowę, dając swobodny dostęp alkoholowi do gardła.
-Hola, nie przesadzaj!- przypomina Rosalie. -Pamiętasz, jak ostatnio się to skończyło? Ah, no tak. Nie pamiętasz!- wywracam oczami i przegryzam wódkę jakąś sałatką, którą dostaliśmy. Josh i Rose są naprawdę szczęśliwi. Nie spuszczają z siebie swoich głodnych spojrzeń, ciągle mówią do siebie słodkie rzeczy, a Covard regularnie co pięć minut przypomina przyjaciółce, że ją kocha.
-Dlaczego nie wyjdziecie z nami z Justinem? Podwójna randka, jak z czasów naszego collegu.- rozmarzyła się brunetka, a ja wzdycham. Tęsknię za tymi beztroskimi czasami, kiedy głównym zmartwieniem była nauka. Teraz doszły rachunki, problemy miłosne, dążenie do celów, itd.
-Oh...- puściłam wzrok w dół, próbując znaleźć odpowiednie słowa, dla obrony mężczyzny. Tak naprawdę ich nie było. Za każdym razem, kiedy próbowałam wyciągnąć go wspólnie na miasto twierdził, że to nie jest najlepszy pomysł. Nie mogę zarzucić mu, że nie spędza ze mną czasu w miejscach publicznych, ponieważ pokazujemy się razem na różnych, hucznych imprezach, o których piszą w gazetach. Prawdopodobnie Justin chroni naszą prywatność. Nie chce, aby zbyt dużo osób wiedziało o naszym związku... -Jest zajęty. Ta tygodniowa przerwa w pracy.. Wiesz, o co chodzi.- wydymam usta, w duchu radując się, że jednak potrafiłam jakoś odpowiedzieć na jej pytanie.
-Ale to nie pierwszy raz.- zauważa Josh. -Przed waszym wylotem do Las Vegas również chcieliśmy z wami wyjść. Ty oczywiście się zgodziłaś, ale co? Przyszłaś bez niego.
-Tłumacząc, że pracuje!- wtrąca zdenerwowana Smith. Oh, skończmy ten temat.
-Macie plany na sylwestra?- zmieniam temat, strategicznie odwracając ich uwagę od tego tematu. Wzdycham z ulgą słysząc ich zaciekłą sprzeczkę, kiedy dokonują poważnych planów do tego dnia. I wtedy również zaczynam się zastanawiać, jak ja go spędzę. Chciałabym spędzić ten wieczór w ich towarzystwie oraz rodziny. To coś, czego naprawdę chcę.
-Wybaczcie.- zerkam na zegarek. -Robi się już późno. Wrócę do mieszkania. Zmówimy się jeszcze. Tym razem z Justinem, obiecuję.- uśmiecham się słabo do przyjaciół, a on spoglądają na mnie z uwagą.
-Obiecujesz?- mruży oczy Rosalie, a ja entuzjastycznie potakuję. Dobra z ciebie aktorka, Carlo! krzyczy podświadomość.
-Dobrej nocy.- wołam i macham im na pożegnanie, wychodząc z lokalu. Idę przez ciemne ulice Nowego Jorku, prosto do apartamentu Justina. W głębi duszy modlę się o to, aby tamtej popieprzonej dziewczyny już nie było. Jest w końcu 23:30, więc nie spodziewam się tak późnych spotkań... Ale kto wie, może Bieber prowadzi takie 'spotkania'? Oh, ale ja jestem podejrzliwa. Krzywię się, oburzona swoim zachowaniem i wyobrażając sobie święta w towarzystwie mamy, taty, ich nowych dzieci i Justina, uśmiecham się.

Wchodzę najciszej, jak potrafię. Zamykam drzwi na klucz, odwieszam płaszcz na wieszak, zdejmuję buty i zamieniam je na ciepłe, miękkie papucie. Naciągam rękawy swetra na dłonie i otulając się ramionami, idę do gabinetu chłopaka. Przed drzwiami zatrzymuję się i nasłuchuję jakichkolwiek dźwięków, które mogą stamtąd dobywać. Oddycham z ulgą, kiedy nic nie słyszę. Otwieram więc delikatnie drzwi i zaglądam zza nich do środka.
-Cześć kochanie.- mruczy, wystukując coś w klawiaturze laptopa. -Późno wróciłaś.- zauważa, spoglądając na złoty zegarek na lewym nadgarstku. Wywracam oczami i wchodzę głębiej. -Kolacja wystygła.- ignorując kolejne jego słowa, ruszam na fotel na przeciwko jego biurka. Usadawiam się wygodnie, podciągając zmarznięte stopy pod pupę. Zaciskam ramiona na klatce piersiowej i obserwuję szatyna. Lekko rozpięta koszula, włosy idealnie postawione do góry, intensywne spojrzenie, przeszywające mnie na wskroś, śnieżnobiałe, równe zęby i splecione przy brodzie dłonie, które podtrzymują głowę. Oblizuję szybko usta i mrugam w jego stronę, dalej nic nie mówiąc. Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego Nina jest tutaj co wieczór, ale... Nie powinnam. A może jednak?
-Coś się stało?- pyta, opuszczając ręce na dół i opierając się o oparcie fotela. Zaprzeczam ruchem głowy i uśmiecham się blado w jego kierunku. Ten zaś wstaje i obchodzi stół, stając przede mną. Opiera się tyłem o jego brzeg i zakłada dłonie na torsie.
-Nie.- szepczę, a wtedy dopiero uświadamiam sobie, że jestem pijana, a mróz na dworze pozwolił mi na normalne dotarcie do mieszkania.
-Piłaś?- unosi pytająco brew, a ja wzruszam ramionami.
-Tylko troszeczkę.- pokazuję palcami, jak mało wypiłam i zaczynam chichotać. Mężczyzna kiwa zrezygnowany głową.
-Chodź, zjesz kolację.- chwyta mnie za rękę. Posłusznie wstaję i zaczynam kierować się za nim. Siadam wygodnie na wysokim krześle barowym i wlepiam spojrzenie na krzątającego się po pomieszczeniu brązowookiego. Odgrzewa coś w mikrofali, parzy świeżą herbatę, co jakiś czas spoglądając na mnie. Kiwam się w prawo i w lewo, ale stabilnie trzymam się siedzenia, aby nie upaść na posadzkę.
-Nakarmię cię.- oznajmia, kiedy zajmuje miejsce obok mnie.
-Co? Nie. Sama zjem.- rzucam i odbieram od niego widelec. Wbijam go w makaron i wkładam pospiesznie do buzi. Przeżuwam kęs pysznego dania, przygotowanego prawdopodobnie przez Spencera. Kiedy kończę, wypijam herbatę i znużona odstawiam je do zmywarki.
-Pójdę się wykąpać, a potem idę spać.- oznajmiam i kieruję się w stronę schodów. Nagle unosi mnie do góry i całuje w czoło.
-Umyję ci plecki.- szepcze, a ja znów chichoczę jak dziecko.
-Dam radę sama.
-Ja nie proszę, ja oznajmiam. Biorę dzisiaj z tobą kąpiel.- całuje czule moje usta, kiedy wchodzimy do sypialni. Ruszył do łazienki, aby nalać wody do wanny, a ja w tym czasie przygotowałam świeżą bieliznę, w której ułożę się do snu.
-Gotowe.- rzucił, wchodząc z powrotem do sypialni. Całuje mnie, a następnie chwytając za rękę, prowadzi do pomieszczenia przylegającego do pokoju. Wchodzimy do białej łaźni, która jest cała powita w parze. Czuję ciepło, które otula wyziębłą twarz. Justin kładzie delikatnie ręce na moich barkach, a potem zjeżdża nimi do końca, aż chwyta skrawek swetra i zrzuca go na bok. To samo robi z kolejną bluzeczką. Zostawiając stanik, przechodzi do spodni. Odpina spokojnym ruchem guziki i zsuwa płynnym ruchem materiał z moich nóg. Przytulając się do pośladka, kuca, aby ściągnąć je do końca, a gdy już podnosi się, patrzy na mnie z troską i miłością w oczach. Oh, jesteś cudowny, kiedy nic nie robisz, nie mówisz, tylko patrzysz tym swoim spojrzeniem na mnie.
-Mogę cię rozebrać?- pytam niepewnie chcąc przerwać tą ciszę. Potakuje ruchem głowy, a ja chwiejnym krokiem podchodzę do niego i zaczynam odpinać koszulę. Zsuwam ją, a potem zabieram się za eleganckie, wypastowane buty. Rozsznurowuję je, a ona pochyla się, aby pospieszyć me czynności. Dokańcza "pokaz", który rozpoczęłam i stoi w bokserkach.
-Ty pierwsza.- mruczy z seksownym uśmiechem na twarzy, a ja pewna siebie jak nigdy, chwytam koniec stanika i rozpinam go pośpiesznie. Rzucam go i majtki na bok, stojąc całkowicie naga. Nie krępuję się, pierwszy raz się nie krępuję...
-Mm... Uwielbiam twoje ciało.- szepcze, lustrując moje piersi i złączenie ud. Te słowa jednak powodują, że robię się czerwona. Podchodzę do niego i stojąc bardzo blisko, osuwam bokserki z Hugo Bossa. Tym samym tempem zjeżdżam z nimi na dół i rzucam je na podłogę. Chwyta mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie, aby mocno wpić się w usta. Zarzucam dłonie na braki, jedną targając włosy, a drugą przyciągając go za szyję do siebie. Czuję, jak jego członek twardnieje i unosi się do góry. Chichoczę, łapiąc go za rękę i prowadząc do wanny. Wchodzimy i najzwyklej w świecie bierzemy kąpiel.

-Kim jest dla Ciebie Nina?- pytam, kiedy wsuwam nogi pod ciepłą kołdrę. Justin nie odpowiadając, robi to samo, a potem przysuwa mnie bliżej.
-Dobranoc.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- rzuciłam pośpiesznie i niosłam się do góry, aby bacznie wybadać jego reakcję. Ten zacisnął zęby, przejechał zmęczonymi dłońmi po twarzy i spojrzał bojaźliwie na mnie.
-Jesteś zmęczona, powinnaś położyć się spać.- jednakże ja nie odpuszczam i ciągle tkwię w powietrzu, patrząc na niego. -Oh, nie odpuścisz?- wypuścił ciężko powietrze. -Ona była moją dziewczyną... Wiele razem przeszliśmy..- przyznał, a ja usadowiłam się wygodniej. - Była dla mnie bardzo ważną osobą, ale..- przerwał, chcąc dobrze dobrać słowa. -Pewna osoba to zniszczyła i... nie chcę do tego wracać.
-Oh, dobrze. Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś. Dobranoc.- ucałowałam go w skroń i ułożyłam się na poduszce. Chwilę potem Morfeusz porwał mnie do swojej krainy.
_____________
Oto kolejny rozdział! :*
Powoli, mozolnym krokiem zbliżamy się do końca. Ale podkreślam: mozolnym krokiem!
I mam dla Was kolejną wiadomość.. Chociaż nie, wstrzymam Was w niepewności. :>
Ja niedobra.. :(
Hahah, jak Wam się podoba rozdział? Przepraszam, że wcześniej się tak nie zajęłam tym blogiem, bo kurcze zepsuł mi się komputer.
Kochani! Proszę, podajcie mi swoje blogi. Dodam je do zakładki z blogami i będę starała się wchodzic co tydzień i je czytać. ♥
Dobra, 15 komentarzy Waszych = 16 rozdział.
Myślę, że nie ma problemu, bo widzę, że póki co jest okej.
Buziaki, pozdrawiam Was gorąco. :*

15 komentarzy Waszych=16 rozdział. ♥

10.04.2014

Rozdział 14.

Siedząc na podłodze uświadamiam sobie, jak moje życie się zmieniło. Oddaliłam się od osób, które naprawdę kocham, nie rozmawiam tak często z rodzicami, nie wychodzę z dziewczynami z pracy na kawę, nie wspominając już o drinkach, ciągle siedzę tutaj, w towarzystwie Justina. Nie narzekam, zawsze jest interesująco, ponieważ przy boku tak ciekawego człowieka nie da się nudzić. Ale tęsknię za tamtym życiem, za ułożonymi sprawami i bezproblemowym wychodzeniem na imprezy.
-Kochanie, wszystko w porządku?- podbiega szybko Bieber i klęka przy moim boku. Przeciągam twarz rękami i spoglądam głęboko w jego oczy.
-Tak, chyba tak.
-Chyba?- marszczy czoło. Wywracam oczami i nerwowo poruszam palcami.
-Tak, po prostu za dużo się dzieje...za szybko. To mnie przytłacza.- wzruszyłam przepraszająco ramionami i podniosłam się do góry. Justin nadal trwa w takiej samej pozycji, co przed chwilą i intensywnie myśli nad tym, co powiedziałam.
-Chcesz odpocząć?- pyta, a ja nieruchomieję. Chcę tego? Chcę, aby znów dał mi swobodę i odsunął się na bok? Próbowaliśmy tego, ale nie skutkowało to poprawą mojego samopoczucia. Wręcz odwrotnie. Siadałam przygnębiona na kanapie, jedząc jakieś niezdrowe fast foody, popijając winem. Justin zjawił się już po 3 dniach i powiedział, że nie przeżyje beze mnie dnia dłużej.
-Nie, nie o to chodzi. Chciałabym po prostu wrócić poniekąd do dawnego życia.- przyznaję, a on wreszcie staje na proste nogi i podchodzi do mnie mozolnym krokiem.
-Dawnego czyli?
-Naprawdę muszę ci wszystko rozpisywać na proste zdania? Jesteś inteligentnym człowiekiem, więc uważam, że możemy się obejść bez tego. - wydymam usta, a on zbliża się jeszcze bardziej i zaplątuje kosmyk włosów za ucho. Uśmiecha się ciepło i całuje w czubek głowy. -Nie odejdę jednak do tej pory, dokąd nie wyzdrowiejesz.- mówię, plotąc ręce na piersi. Nieruchomieje, a twarz staje się blada.
-Chcesz ode mnie odejść?- szepcze, a jego głos się łamie przy każdym wyrazie.
-Nie! Rany boskie, nie! Chcę po prostu wrócić do swojego mieszkania i tam mieszkać. Spotykać się z tobą, jak nastolatkowie, zacznijmy od tego.- puszczam mu oczko, przygryzając uwodzicielsko wargę. Mięśnie na jego klatce się rozluźniają, a barki nie są w stanie gotowości. Uśmiecham się triumfalnie widząc, jak na niego działam. Jestem w stanie zrobić z nim wszystko, jest jak mój podwładny, który słucha moich rozkazów.
-To dobrze.- śmieje się cicho, a ja wzdycham. -W takim razie czuję się okropnie, a pani musi mnie chyba zbadać. Dokładnie zbadać.- rusza brwiami, a ja chichoczę i zaczynam uciekać. Zaraz za mną rusza mężczyzna. Mijam Spencera, który rozkojarzony wygląda zza kuchennej ściany. Rozbawiona wbiegam do ogromnej jadalni, w której na środku stoi wielki stół, zaścielony białym obrusem. Jest ciemno, światła zgaszone, a granatowe niebo, które widać z ostatniego piętra wieżowca zapiera dech w piersiach. W półmroku widzę tylko błyszczące oczy Justina i jego piękny, śnieżnobiały uśmiech. Porusza się w moim kierunku, a ja nie wiedząc, gdzie uciec, postanawiam przeskoczyć przez stół na drugą stronę. Styl na Lare Croft, udany na dobrą szóstkę.
-Kto cię tego nauczył?- pyta z wyraźną dumą.
-Telewizja!- wołam i śmieję się jeszcze bardziej. Zmrużyłam na moment oczy, a mężczyzna zniknął mi z pola widzenia. Nagle poczułam pociągnięcie za skrawek spodni, które momentalnie opadają na dół. Cholera! Nie spodziewałam się, że są aż takie luźne...
-Bieber!- krzyczę i szybko podciągam je w górę. On wyłania się spod stołu i wyrasta u mych stóp. Z ogromnym uśmiechem na twarzy patrzy mi w oczy, a nogi robią się jak z waty. Staję na palcach, aby dorównać mu wzrostem i przysuwam swoją twarz do jego. Dzielą nas milimetry, a ja czekam na jego krok.  Wpija się w moje usta i mocno przyciąga do siebie. Unosi, abym oplotła go nogami i kładzie na stole. Nie przestając całować, zaczyna zbiegać po mojej tali rękami i dociera do spodni.
-Chcę cię, teraz. Chcę czuć cię tam, gdzie mogę tylko ja.- mówi i równie szybko rozpina swoje spodnie. Trzyma mnie ramieniem w tali, aby uniemożliwić mi ruch i unosi, drugą ręką zdejmując spodnie. Jestem naga od pasa w dół. Dobrze, że w tych ciemnościach nie widzi, jakiego koloru mam teraz twarz, ponieważ czułby się usatysfakcjonowany. I czuję go w sobie. Głęboko, docierającego do najstraszniejszych kątów mojego wnętrza. Dociera tam, gdzie nikt inny nie był, odnajduje nowe horyzonty. Zatracam się w tym błogim uczuciu, co chwilę pojękując. Odchylam głowę w tył, otulając jego rękę włosami, które po chwili otacza w swojej dłoni i ciągnie jeszcze mocniej w dół. Poruszamy się tym samym rytmem, czując swoje przyspieszone oddechy na barkach. I gdy prawie dochodzę, po pomieszczeniu rozbrzmiewa gwałtowne pukanie. Niemalże umieram, a Bieber błyskawicznie wyślizguje się ze mnie i podciąga spodnie. Ja zaś zeskakuję ze stołu i ubieram dżinsy. I nagle wbiega zakłopotana kobieta. Wysoka, szczupła, z przerażoną miną. Błądzi w ciemnościach wzrokiem, aż natyka na nas. I znów czuję ulgę wiedząc, że nie widzi moich policzków.
-Justin?- szepta, załamującym się głosem.
-Nina...?- jego głos nie jest głośniejszy od szeptu. Idzie w jej stronę, poprawiając seksownie spodnie. Oh, dlaczego akurat teraz?
-Muszę z tobą porozmawiać.- spogląda przez ramię na mnie i chwyta go za rękę. Zaciskam dłonie w pięść i jestem gotowa, aby się na nią rzucić. Czuję w niej zagrożenie. Jest piękniejsza ode mnie. Ma długie, szczupłe nogi, kręcone włosy do pasa, idealny profil, czerwone usta, duże, pełne, brązowe oczy i idealnie uwydatniony dekolt.
-Kochanie, zaraz wrócę.- odwraca się do mnie Justin i posyła zakłopotane spojrzenie. Wzdycham rozczarowana i wolno potakuję. -Wrócimy do tego.-
 puszcza oczko i wychodzi. Cóż, skoro wrócimy, to może w korzystniejszych warunkach? Z różnymi fantazjami kieruję się na górę. Otwieram swoją torbę i szukam "bagażu specjalnego". Z wielkim uśmiechem na twarzy ruszam pod prysznic. Szybko się golę, nakładam balsam na skórę i zakładam seksowną bieliznę, którą kupiłam zaledwie miesiąc temu. Dostałam premię za idealnie ułożoną kampanie reklamową książki nowego autora, który postanowił mnie hojnie wynagrodzić za trud. Pozwoliłam sobie więc na wydanie 500 dolarów na bieliznę z victorii secret's. Pasuje idealnie. Narzucam na siebie atłasowy szlafrok i mocno zakręcam go w talii. Nagle zaschło mi w gardle. Skierowałam się więc na dół i zaczęłam skradać się na palcach do kuchni. Chcąc być niezauważona, słyszałam rozmowę dobiegającą z gabinetu Justina. 'Proszę nie, zamknąłem z tobą ten temat. Nie chcę tego rozdrapywać. To koniec.' nieruchomieję. Czy ta kobieta należy do jego 'przeszłości', o której nie chce ze mną rozmawiać? Piorunuję się i zaczynam odbiegać od drzwi, kiedy słyszę kroki. Wpadam do kuchni, a szlafrok zsunął mi się z ramienia. Błyskawicznie go poprawiam, kiedy gorące spojrzenie kucharza wiruje po moim ciele.
-Pomóc w czymś, panno MacCartney?- pyta, odkładając na miejsce talerze. Robię się czerwona i nerwowo kiwam głową.
-Dobrej nocy Justin.- słyszę cichy szept, a potem chwilę ciszy.
-Dobranoc Nino.- drzwi się otwierają, a chwilę potem tupot wysokich szpilek znikają. Nalewam szybko soku do szklanki i upijam łyk. Próbując uspokoić swoje nerwy, przeczesuję mokre włosy i odstawiam pusty kielich na blat.
-Dobranoc Spencer.- wołam, kierując się na górę. Posyła mi ciepły uśmiech, a ja mozolnym krokiem ruszam do sypialni. Zatrzaskuję drzwi i bacznie rozglądam się w poszukiwaniu chłopaka. Słyszę szmer, a potem światła gasną. Czuję męską dłoń wokół swojej talii i usta błądzące po szyi. Odchylam głowę i odrzucam włosy na bok, dając lepszy dostęp do najskrytszych miejsc mojej skóry.
-Pachniesz tak zniewalająco.- szepcze, a ja pod jego słowami lekko się uginam. Zamykam oczy i oddaję się tym przyjemnym torturą, które zaczyna mi sprawować. Rozwiązuje sznur, który przytrzymuje tkanie na moim ciele, a chwilę potem znajduje się ona na podłodze.
-Wiesz, co lubię, kochanie.- mamrocze, przygryzając ucho. Odwracam się i widzę go do połowy rozebranego. Ma na sobie nisko zapięte jeansy, widać jego bokserki z kolekcji Calvina Kleina. Tors zaś jest nagi i widzę w świetle wznoszącego się do góry księżyca wszystkie jego tatuaże. Podziwiam się wzajemnie. Nie robimy nic, po prostu patrzymy na siebie, upajając się chwilą.
-Pięknie wyglądasz.- mówi, odgarniając mokry kosmyk włosów do tyłu. Wreszcie podchodzę bliżej i łapię go w krocze.
-A on znów twardy.- chichoczę. Nie spodziewał się tak odważnego ruchu z mojej strony. Pociągam za końce jego spodni i zsuwam je całkowicie. Justin zdejmuje buty, skarpetki i stoi przede mną w samej bieliźnie. Włosy również jak ja ma jeszcze mokre po prysznicu i czuję jego idealne perfumy, jak i żel pod prysznic. Mieszanka doskonała. Przybliżam się jeszcze bardziej i ocieram się o jego ciało.
-Zabawmy się.- sugeruję. Bieber robi większe oczy i uśmiecha się flirtująco.
-W co tylko chcesz.- rzuca, a ja oblizuję szybko usta. Zapowiada się ciekawy wieczór...


-Kochaj się ze mną.- szepczę, kiedy wiję się pod jego dotykiem. Wsuwa i wysuwa palce z mojego wnętrza, pojękując od czasu do czasu. Oddech ma przyspieszony, jak ja i jest cały gorący. Płonie. Gdy dotyka mnie tam, czuję, jak jego erekcja napiera na moje udo jeszcze mocniej. -Błagam, zrób to wreszcie.- wzdycham, kręcąc się jeszcze bardziej. Nagle przestaje i kładzie się obok, przenosząc mnie na górę.
-Prowadź.- woła dumnie i całuje szybko usta, a następnie chwyta w ręce moje obie piersi i zaczyna ugniatać i skręcać sutki. Wsuwam w siebie jego członka i wolno poruszam się w tempie, które w tej chwili odpowiada mi najbardziej. Po chwili przyspieszamy, energicznie poruszając swoimi miednicami w tym samym kierunku. Wreszcie szczytuję, opadając na jego klatkę piersiową i oddychając nierówno, głośno i łapczywie.
-Kocham cię.- szpecze mi do ucha. Uśmiecham się i mocno wtulam się w jego ramiona.
-Ja ciebie też.- odpowiadam i zamykam oczy, kiedy czuję, że wychodzi. Zaraz potem zmęczenie przejmuje nad nami władzę i zasypiamy po słodkich doznaniach dzisiejszego wieczoru.

Budzę się, otulona pościelą. Przeciągam się leniwie i czuję ciepło bijące w mój bok. Patrzę w jego kierunku i widzę twardo śpiącego Justina. Takie poranki podobają mi się najbardziej. Jestem niesamowicie wypoczęta, pełna energii i ochoty do pracy. Wysuwam się więc spod pościeli i pewnym krokiem podchodzę do szafy. Wyjmuję z niej moją torbę, w której znajduję mój "strój roboczy". Ubieram czarne, dopasowane jeansy, opinające się w odpowiednich miejscach, luźną, białą, przeźroczystą koszulę, a włosy postanawiam upiąć w kucyka. Muskam usta czerwoną szminką, tuszuję rzęsy i spoglądam na lustrzane odbicie. Zanim jednak doprowadziłam się do tego stanu, zdążyłam wziąć prysznic i zjeść szybkie, lekkie śniadanie. Starając się nie tupać swoimi wysokimi obcasami, udaję się do wyjścia z sypialni. Schodzę z gracją po schodach na dół i informuję Spencera o moim wyjściu do pracy.
-Pan Bieber nie będzie zadowolony.- wtrąca.
-Nie wątpię.- trzaskam drzwiami mieszkania, chyba za mocno, a potem kieruję się do windy. Po tak wspaniałym wieczorze na pewno nie będzie się na mnie gniewać...
________
Jak zauważyliście, odpowiadam na Wasze komentarze. Możecie się lekko zagubić, bo powiecie, że łącznie z moimi, było już dawno 15 komów, ale to nie o to mi chodzi. 15 komentarzy ma być WASZYCH, więc wliczając moje, łącznie pod postem powinno być ich 30. :)

Okej, co sądzicie o tym? ;)
Przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale mam zepsuty komputer i jestem na łasce swojego wujka, że daje mi siąść do siebie na kompa. ;p
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Z biegiem czasu będzie coraz więcej akcji.
Do następnego. :**
15 KOMENTARZY WASZYCH = ROZDZIAŁ 15.