Budzę się, całkowicie sucha, przykryta białą pościelą. Spoglądam rozkojarzona na śpiącego Justina, który ma roztarganą fryzurę, usta lekko rozchylone i całkowicie zrelaksowane ciało. Ciekawe, jak twardy ma sen. Uśmiechając się z mojego interesującego pomysłu, postanawiam obdarować go pocałunkami. Najpierw policzka, nos, czoło, a następnie szyje. Przygryzam i ssie w pewnych chwilach skórę, zostawiając po sobie słodkie znamię. Zjeżdżam w dół i kiedy dochodzę do mostka, momentalnie otwiera oczy i zaczerpuje przerażony powietrza. Patrzy na mnie i oddycha z ulgą, widząc mnie promiennie uśmiechniętą.
-Dzień dobry kochanie.- szepcze, mrużąc oczy. Przeciera zaspaną twarz, a następnie przeczesuje włosy. Unosi się do góry i podciąga mnie zaraz za sobą. Wtedy dopiero czuję, że mój stanik jest rozpięty. Momentalnie się różowieję, a on zaczyna się cicho śmiać.
-Nie, nie patrzyłem na twój biust, szanuję twoje zdanie. Zapiąć?- spogląda pytająco, a ja potakuję. Odwracam się plecami, trzymając miseczki w odpowiedni miejscu i odrzucam z tyłu włosy. On sprytnym ruchem robi to, a następnie całuje mnie w ramię.
-Proszę.- rzuca, a ja swobodnie opadam na miejsce tuż obok niego. Nadal gładzi mnie po plecach i spokojnie oddycha, otulając tym moją głowę.
-Która godzina?- pytam, a on sięga po telefon, który leży na komodzie.
-Po piątej.- szepta. Poprawiam się, wtulając jeszcze bardziej w jego nagi tors i zamykam oczy, chcąc jeszcze spać. Niestety, mężczyzna zaczyna wiercić się nerwowo na łóżku. Unoszę wzrok na jego twarz, a na niej maluje się zdenerwowanie.
-Co jest?- pytam, a on kiwa tylko głową, chcąc mnie uspokoić. Wyciąga spod poduszki telefon i odbiera telefon.
-Bieber Corporation, Justin Bieber przy telefonie.- wzdycha i delikatnie wyplątuje się z moich objęć.
-Tak...Tak...Że teraz?....Co jest spowodowane tak wczesną wizytą?...Koniecznie?...Że przepraszam,co?...Tak, będę do piętnastu minut. Wpuść ją i powiedz, żeby zaczekała....Nie interesuje mnie wasza nieporządna organizacja! Macie robić to, co wam każę, inaczej jeszcze dziś będę zmuszony podpisać bardzo niekorzystne dla was papiery. Nie zmuszajcie mnie do tego.... Tak.. Zaraz będę.- wkłada obcisły top i przeczesuje włosy. Zawiązuje sznurówki swoich eleganckich butów i chwilę potem całuje mnie w czoło. Obserwowałam go przez cały czas, z lekko rozchylonymi ustami. Co to za kobieta, która odwiedza go o tej porze? Jest niedziela, która jest wolnym dniem od pracy. Więc kim ona może być?
-Przepraszam cię kochanie. Potrzebują mnie tam, gdzie teraz na pewno nie chciałbym się znajdować.- wydyma usta i marszczy brwi.
-A gdzie byś chciał być?- uśmiecham się łobuzersko, a on opiera się rękami przede mną.
-Właśnie tam, gdzie trzymasz swój jędrny tyłeczek, jeśli chcesz wiedzieć.- puszcza mi oczko i wychodzi, nie robiąc przy tym hałasu, którym mógłby zbudzić moich rodziców. Prycham cichym, ironicznym śmiechem i opadam na łóżko, próbując usnąć. Natłok myśli utrudnia mi to zadanie. Przez głowę mknie setki pytań. "Kim jest tak kobieta?" podświadomość siada na krześle i opiera się bezradnie na łokciach, podtrzymując twarz. Mina jej zrzedła, kiedy mężczyzna opuścił cztery ściany jej światu. Niczym moja.
-Kochanie.- słyszę cichy głos mamy. -Wstawaj.- ponawia, wchodząc głębiej i kierując się w moją stronę. -Musimy iść do kościoła.- szepta, całując mnie w ucho. Ah, moja jakże religijna mama. Jak zawsze przypomina mi, że Bóg stoi na pierwszy miejscu. To dzięki niemu poznała mojego ojca, jest szczęśliwa i teraz już modli się tylko i wyłącznie za szczęście w moim życiu.
-Proszę cię, miałam długą noc.- wzdycham, zarzucając włosami na drugą stronę łóżka. Wtulając się mocniej w poduszkę, czuję piękne perfumy Justina. Ah... Mój Bieber.
-Cóż takiego się działo, że nie mogłaś spać?- pyta, unosząc zdziwiona brew.
-Po prostu miałam wiele przemyśleń, które mi to uniemożliwiały.
-Wiesz, że nie znoszę kłamstw. Bóg również. Dobrze wiem, że Justin był wczoraj u ciebie.- uśmiecha się lekko, a ja wywracam oczami. Nawet teraz mnie kontroluje? Mam już 24 lata!
-Oh mamo!
-No przepraszam, szłam do kuchni i słyszałam waszą rozmowę.- wierci się niepewnie na łóżku. -Dobrze.. Skoro nie chcesz iść, pójdziemy sami z ojcem.- wstaje z materaca, klepiąc żywo w kolana.
-Może zadzwonić po taksówkę i podać od razu adres do pobliskiego kościoła?- sugeruję, a ona w odpowiedzi posyła mi matczyny uśmiech. Wykonuję telefon, a potem znów opadam na łóżko, pogrążając się w śnie.
Na zawołanie w samo południe wbiega do sypialni przyjaciółka. Całkowicie ożywiona i zrelaksowana opada na moje łóżko, wybudzając mnie tym samym.
-Cześć Carls.- Carls?- Jak tam życie?- kontynuuje widząc moją zdezorientowaną minę. Wzruszam ramionami i patrzę na nią.
-Dobrze. A jak u ciebie?- boję się pytać, ponieważ widząc ją w takim stanie nie wiem, czego się spodziewać.
-Oh, było wspaniale! Całą noc przegadałam z Joshem. Jest naprawdę uroczy. Pokazywał mi ślub jego ciemnoskórych rodziców, osiemnastkę i w ogóle oglądaliśmy jeszcze album rodzinny. Był takim słodkim chłopcem. Wiele się o sobie podowiadywaliśmy, dobrze nam zrobiła ta noc.- wydukuje bez tchu, a ja oddycham z ulgą. Jest wreszcie szczęśliwa....
-Justin był na noc?
-Niee.-ruszam głową w przeciwieństwie, wskazując wzrokiem na pokój obok. Puszcza mi oczko, rozumiejąc, a ja uśmiecham się lekko. Tyle w życiu przeszła, straciła rodziców, wychowywała się sama, zajmowaliśmy się nią, zapłaciliśmy za jej studia, to moja najlepsza przyjaciółka... To moja siostra, której tak naprawdę nie mam. Jest mi niezbędna do życia, do normalnego funkcjonowania i nie zwariowania w tym innowacyjnym świecie...A do tego teraz znalazła mężczyznę, który naprawdę zawrócił jej w głowie. Nie może przestać się nim zachwycać. Siedzi, pochłonięta swoimi myślami, a ja przypominam sobie, że Justin miał do mnie zadzwonić. Spoglądam na telefon i nic... Zmartwiona podrapałam się po barku i przejechałam ręką po szyi. Chcę, aby znalazł się właśnie teraz, tutaj, aby móc mnie przywitać swoim pięknym uśmiechem na twarzy...
-Co jest?- pyta, widząc moje przygnębienie, które zapewne rzeźbi się na rysach buzi. Wzruszam ramionami i patrzę na iphona.
-Miał zadzwonić.- mówię prawie bezdźwięcznie. Wzdycha i uśmiecha się lekko.
-Zadzwoń sama.- wzrusza ramionami, a ja słuchając ją, wykonuję telefon. Jeden, za drugim. Jest sygnał, nikt nie odpowiada. Dzwonię więc do jego sekretarki. Informuje mnie, że znajduje się na swojej posiadłości w czyimś towarzystwie. Nie jest to jednak spotkanie biznesowe, ponieważ wcześnie dowiedziałaby się o nim ona. Wzdycham i rzucam telefonem na blat. Przeciągam twarz i gramolę się z łóżka. Jest przed 13-stą, a ja jeszcze w łóżku...
-Wybacz, pójdę wziąć prysznic i się ogarnę. Mama postanowiła nam coś ugotować, więc nie musisz się tym już zajmować.- wołam, wchodząc do łazienki. Justin spędza ten czas z jakąś kobietą i nie ma czasu ode mnie odebrać telefonu? I owszem, nie jest to spotkanie biznesowe, które zrozumiałabym. Podsumowując... Olewa mnie, jest w towarzystwie kobiety, nie prowadzi żadnego spotkania, został wezwany tuż po piątej nad ranem i do tej pory jest zajęty. Te wieści zaczynają mnie przytłaczać, a głowa aż pulsuje od natłoku wydarzeń. 'Zdecydowanie za dużo myślisz, MacCartney!' piorunuję się i wchodzę do kabiny prysznicowej, otulając zestresowane ciało gorącą wodą.Owijam się ręcznikiem i wychodzę do pokoju, aby przyszykować sobie strój. Dzisiejszy dzień jest nadzwyczaj zimny. Pada deszcz, niebo spowija się w odcieniach szarości, a mokre krople spływają jedna za drugą po szybie. Czuję chłód patrząc na taką pogodę. Momentalnie po plecach przebiega dreszcz i oświeca mnie, jak się ubrać. Porywam mój szary sweter, bordową bluzeczkę na ramiączkach, czarne, dopasowane jeansy, tego samego koloru szalik i buty na niezbyt wysokim obcasie. Kieruję się w stronę łazienki, suszę włosy, wycieram mokre ciało i ubieram przygotowane rzeczy. Aby zająć jeszcze przez chwilę swój umysł, postanawiam się pomalować. Pierwszy raz samodzielnie używam cieni do powiek, ostrej pomadki do ust, czarny lakier do paznokci i dobieram dodatki. Ostatecznie podkręcam delikatnie końce włosów i spoglądam na efekt końcowy. Lekko się uśmiecham i przez myśl przebiega mi całkowicie nietrafna uwaga. 'Wyglądam jak stara panna.' szkoda, że ta stara panna ma chłopaka, który się do niej nie odzywał od samego rana. Wychodzę z pokoju i kieruję się do kuchni, z której dobiegają rozmowy. Wchodzę niepewnie do wnętrza, a oczy domowników kierują się na mnie. Bacznie przeczesują moją sylwetkę, a Rose momentalnie oblewa się wodą. Wszystko spowodowane szokiem.
-Nie wierzę! MacCartney potrafi się ubrać, bez mojej pomocy!- ostatnie wyrazy mówi zdecydowanie za głośno. Tata patrzy subtelnie na mój dekolt, który jest odpowiednio zasłonięty, zaś mama intensywnie przygląda się moim nagim kostkom u nóg i szarym szpileczkom.
-Będziecie tak patrzeć, czy zjemy obiad? Nie jestem dziś w humorze.- dodaję ostro, a oni wracają do swoich czynności. Ojciec przegląda dzisiejszą prasę, a matka w towarzystwie współlokatorki gotuje obiad.
-Dziękuję za pomoc. Siadajcie, zaraz przynoszę posiłki.- rzuca szybko kobieta i przenosi garnek z gorącymi ziemniakami nad zlew. Zostawiając ją w spokoju, opanowana kieruję się w stronę jadalni. Zasiadam na miejscu, w którym byłam wczoraj i patrzę na miejsce obok. 'Tu powinien siedzieć Justin.' warczy moje serce, a ja wzruszam bezradnie ramionami. 'Olewa mnie.' odkrzykuje umysł, próbując trzeźwo myśleć.
-Smacznego!- woła blondynka i wkłada sobie ziemniaki. Po chwili każdy już zajada się potrawą. Trwa intensywna dyskusja na temat dzisiejszego, kościelnego kazania. Rose i ja nie okazujemy zainteresowania, ale nie chcemy przeszkadzać rodzicom w ich rozmowach. Wreszcie wstaję i odnoszę po sobie zastawę. Wracam do pokoju i kładę się na łóżku. Znów unoszę telefon i niestety, nie zastaję żadnej wiadomości. Nawet od operatora.- śmieję się w myślach. Gdy prawie udaje mi się zasnąć, w sypialni rozbrzmiewa znana mi melodia. Jak oparzona zarzucam rękę na szafkę nocną i porywam telefon do ucha. Słysząc głos Justina, momentalnie odczuwam ulgę. Czuję się jednak nachalna, ponieważ tyle, ile zostawiłam mu wiadomości jest obłędne.
-Witaj kochanie.- słyszę ciche. Coś się stało?
-Cześć.- odpowiadam szeptem. Między nami nastaje krępująca cisza. Żadne z nas jej nie przerywa, dopóki nie słyszę westchnienia po drugiej stronie słuchawki.
-Przepraszam, że nie zadzwoniłem wcześniej. Musiałem załatwić parę spraw.- wyjaśnia, a ja postanawiam go sprawdzić.
-Służbowych?
-Nie, skąd to pytanie? Jest niedziela.- słyszę cichy śmiech, a ja zaniemówiłam. W takim razie kim była ta kobieta, która się u niego zjawiła. Co chciała i czego oczekiwała od Justina o tak wczesnej porze. -Masz może ochotę do mnie wpaść?- pyta, a ja drapię się po głowie.
-Moi rodzice nadal tutaj są. Chcę z nimi jeszcze trochę pobyć, więc jeśli chcesz się ze mną zobaczyć, to zapraszam.- rzucam szybko i znów następuje krępująca cisza.
-Dobrze...- słyszę wreszcie. -Zaraz będę, ale wieczorem nie widzę innej opcji. Przyjeżdżasz do mnie.- mówi stanowczo.
-Jutro praca, Justin.- mówię niechętnie, a on zaczyna się śmiać.
-Jestem twoim szefem, skarbie. Nie zapominaj o tym. Po drugie nie lubię, jak ktoś mi się przeciwstawia.- nie chcąc kontynuować tej rozmowy przez telefon, kończę ją i udaję się do salonu, gdzie znajdują się rodzice. Ciągle o czymś rozmawiają, a ja chętna nowych newsów z ich życia, zasiadam na fotelu, na przeciwko ich.
-No więc o czym wy tak ostro gawędzicie?- spoglądam to na mężczyznę, to na kobietę. Oboje mają niepewne wyrazy twarzy i strach w oczach. Coś się stało? Dlaczego mi o tym nie powiedzieli?
-Myśleliśmy z mamą o... -przerywa na chwilę.- o powiększeniu rodziny.- dodaje. Robię ogromne oczy i nie wierząc w to, co słyszę, mrugam oniemiała w ich stronę.
-Jezu Chryste, w tym wieku!? Przecież urodzisz chore dziecko.- ostatnie zdanie kieruję do matki.
-Nie, Carla, nie! Nie o takie powiększanie rodziny mi chodzi.- woła zakłopotana mama. Unoszę brew i czekam na dalsze wyjaśnienia. -Chcemy zaadoptować dwójkę dzieci z domu dziecka.- informuje, a ja otwieram szerzej oczy, razem z buzią. Siedzę w bezruchu i patrzę na nich, jak gdybym zobaczyła anioła. W tej samej chwili rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Ruszam wolno w ich stronę i otwieram. Widząc na wejściu Justina, mój wyraz twarzy wcale się nie zmienia. Rodzice chcą zaadoptować dziecko mając tyle lat? Czy to jest możliwe? Oni mogliby zostać ich dziadkami, nie rodzicami. Chyba, że chcą jakieś duże dzieci, które mają ponad 10 lat. Wtedy jeszcze, ale w takiej sytuacji, brać jakieś malutkie dzieci, byłoby bardzo dziwne. Wiem, że zapewniliby im bardzo dobry start, wychowaliby ich na dobrych, mądrych ludzi, ale czy oni nie chcą zbyt wiele? Ojciec od zawsze powtarzał, że chciałby mieć syna. To jego marzenie, a że mają tyle lat, ile mają, nie mogą pozwolić o naturalne powiększenie rodziny. Dlatego zdecydowali się na adopcję, a mnie w tej samej chwili oświeca. Chcą zaadoptować dziecko, ponieważ czują się samotni. Mnie nie ma już całkowicie w domu. Ich jedyne dziecko otworzyło szeroko skrzydła na świat i wyfrunęło z gniazdka, zostawiając ich samych. Oboje byli tak pochłonięci moim wychowywaniem, że zapomnieli o swoich marzeniach. Dlatego teraz nie mogę zabronić im robić to, co uważają za słuszne. Są dorośli, zapewne wiedzą co robią, a ja w ich życie ingerować nie będę. Owszem, to moi rodzice, są dla mnie bardzo ważni, ale to już jest ich sprawa. Czy dadzą radę wychować nowe, obce dziecko jak swoje własne?
-Co się stało?- pyta Justin, a ja mrugam w jego stronę. Wzruszam ramionami i wpuszczam go do środka. Napięcie wisi w powietrzu, nawet nie wiem dlaczego. Nie mam zamiaru się z nim kłócić...
___________________________
I oto kolejny rozdział. Od dziś stawiam warunek. 5 komentarzy - nowy rozdział. Mam w zanadrzu napisane już pięć, także to tylko zależy od Was, jak szybko będę je dodawać. Muszę korzystać, póki w szkole nie cisną jeszcze do nauki.
Ogólnie, to jak podoba się rozdział?:)
Przypominam, żebyście odwiedzili zakładkę z Bohaterami i ze Spamem, gdzie możecie zostawić linki i streszczenia swoich blogów.
Cóż, jeszcze proszę o odpowiadanie w ankiecie. Prócz tego widzę, że liczba czytelników wzrasta, jak i wyświetlenia. Niebawem bedzie tutaj trzy tysiące, co mnie cieszy, bo na prawdę przykładam się do tego bloga i pisze systematycznie rozdziały. Zobaczymy jednak, co z tego wyniknie.
5 komentarzy, nowy rozdział!
Buziaki.:*
Super. Czekam na nn
OdpowiedzUsuńO matko. Masz wielki talent do posania. Wszystko tak przemyślane. Jejku, naucz mnie tak l. Proszę 😚 ANONIMOWA K
OdpowiedzUsuńNie moge doczekać sie kolejnego
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :d Czekam na nowy :3
OdpowiedzUsuńJestem ciekawy co się stanie :p i kim była ta kobieta, czekam na nn xd
OdpowiedzUsuńSuper ekstra
OdpowiedzUsuńNo, no, no :) Mistrzoostwooo :DD
OdpowiedzUsuńHahaha XD Ja na serio na początku myślałam, że oni chcę ZROBIĆ dziecko XDD
CO urywa Bieber, hmm?????
Ja chcę już koleeeejnyyy ;'(
Pozdrowionka i do nn :*
PS: Weny życzę ;)))
Poważnie nie Czaje why tak mało osób komentuje, to jest genialne ♥♥
OdpowiedzUsuń