9.20.2014

Rozdział 12.

-Ej, kochanie, nie płacz już.- mówi Justin, ściskając moją dłoń. -Jestem tutaj. Nie masz się czym przejmować. Ta kobieta będzie miała rozprawę w sądzie.
-Gdybym była sędzią, skazałabym ją na dożywotnie męki za to, co zrobiła! Ta kobieta musi iść do więzienia.- przerywam mu, a on śmieje się cicho z moich nerwów, które wypływają na wierzch, kiedy wspominam o sprawczyni wypadku.
-Już dobrze. - całuje moją dłoń, a ja przez łzy uśmiecham się do niego. Kocham go, najbardziej na świecie. -To kiedy mnie wypisują?- pyta, a ja spoglądam na zegarek.
-Jutro albo pojutrze, Leżysz tu od wczoraj. Lekarz prowadzący twoje leczenie oznajmił, że długo tu nie pobędziesz, bo masz tylko zadrapania i siniaki. Ja niestety potrzymałabym cię dłużej na obserwacji, aby mieć stu procentową pewność, że jesteś cały i zdrowy.- mruczę zażenowana, a on patrzy na mnie.
-Będziesz mnie, kochanie, obserwować cały czas, kiedy będziemy w domu. Wracamy do Nowego Jorku, jak tylko się stąd wypiszę. Nie chcę tutaj przyjeżdżać przez jakiś czas.- warczy, a ja ściskam jego dłoń. -I nie chodzi tutaj o mnie, tylko o ciebie. Myśl, że mógłbym cię już nigdy nie zobaczyć, nie przytulić, nie pocałować... To najgorsza myśl, jaką kiedykolwiek miałem...- jego oczy momentalnie robią się smutniejsze, a moje serce zaczyna niesamowicie mocno ściskać, widząc go w takim stanie.
-Oh, kochanie... Już... Ćśś.- całuję znów w rękę i mocno przytulam ją do twarzy. Tak bardzo się cieszę, gdy widzę go całego i zdrowego.

Pakujemy swoje rzeczy i zbieramy się do wylotu. Spoglądam na siedzącego Justina, który już pochłonięty pracą, nerwowo wystukuje coś na klawiaturze laptopa, mrucząc coś pod nosem. Wrócił Pan Idealnie Ułożony. Wlepia swe zmęczone oczy w ekran i co jakiś czas patrzy na mnie. Uśmiecha się, a potem poważnieje i nanosi zmiany w dokumentach, które dostarczyła mu na pocztę jego asystentka. Kiwam bezradnie głową, chowając bokserki mężczyzny. Robię się czerwona widząc szare majtki z taśmą, na której widnieje napis 'Calvin Klein'. Te same bokserki miał na sobie, kiedy pierwszy raz to robiliśmy.
-Interesujące, z jaką ciekawością się im przyglądasz.- przejeżdża palcem wskazującym po dolnej wardze, patrząc na moją odrętwiałą sylwetkę. Wypuszczam nieświadomie wstrzymywane powietrze i trzepoczę rzęsami w jego stronę. -Za pół godziny mamy samolot.- oznajmiam, próbując zmienić temat, ale nie daje za wygraną. Zrzuca ze swoich kolan macbooka i lekko posykując z bólu, rusza w moim kierunku. -Wiem, co robisz.- rzucam nerwowo, chcąc opanować swoje oszalałe serce. On jednak podchodzi bliżej i przejeżdża swoimi dłońmi po moim kręgosłupie.
-Lubię, kiedy twoje włosy są mokre i spięte w wysokiego kucyka. Wydłuża on twoją sylwetkę.-
zaczyna składać pocałunki na mojej szyi, a ja zamykam oczy, odchylając głowę na bok, odsłaniając mu miejsce do najczulszych miejsc mojej szyi. Jego prawa dłoń mocno obejmuje talie i przysuwa do siebie, a lewą jeździ po ramieniu, zrzucając pojedynczo najpierw ramiączka od bluzeczki, a potem od stanika.
-Justin, nie.. Proszę.- szepczę, chcąc się powstrzymać, ale jego dotyk dla mnie jest jak narkotyk. Nie potrafię się powstrzymać, choć tak bardzo tego chcę. "Teraz, albo nigdy MacCartney. Pokaż, że potrafisz." warczy moja podświadomość, a ja nabierając głębiej powietrza, kiedy chłopak zostawia słodki ślad na mojej szyi. Odsuwam się kawałek dalej.
-Nie rób tego. Jesteś potłuczony, musisz odpoczywać.- rzucam mu gniewne spojrzenie i wracam do pakowania. Zrezygnowany zarzuca na siebie marynarkę. Jego twarz wykrzywia się w bólu, ale udaję, że tego nie widzę. Mój biedny...

Punktualnie o 20 wsiadamy do samolotu i zapinamy się pasami. Spoglądam co jakiś czas na jego rękę, która jest ciągle zaczerwieniona. 'Opuchlizna zejdzie do dwóch dni'- przypominają mi się słowa lekarza i odwracam wzrok. Patrzę na panoramę miasta, która oddala się, aż wreszcie znika z mojego punktu widzenia. Chwilę potem odprężam się na fotelu pasażera i po raz kolejny obserwuję Biebera. Przyglądam się z dokładnością jego twarzy zatrzymując się na rozpiętej koszuli i oblizuję usta.
-Jeszcze niedawno sama mnie upominałaś, a teraz składasz mi dwuznaczne propozycje. Jesteś pełna sprzeczności, kochanie.- zauważa Justin i pochyla się, aby mnie pocałować. Ból klatki piersiowej się zaostrzył, ponieważ nim dotknął moich ust, wrócił szybko na swoje miejsce. Przestraszona patrzę na niego, jak zaczyna kwilić z cierpienia. Natychmiast odpinam pas i biegnę z krzykiem do pomieszczenia obok. Wracam w towarzystwie lekarza, którego Justin zamówił w razie potrzeby, a on prędko przywozi wózek, na którym zawozi go do sypialni. Chcąc iść z nim, kieruję się wąskim korytarzem do pokoju na samym końcu, ale niestety. Mężczyzna zamyka mi drzwi przed nosem i nie pozwala wejść.
Opadam z bezsilności i zakrywam twarz rękami, czując, że do oczu napływają łzy. Mocno zaciskam powieki, nie pozwalając wydostać im się na zewnątrz. Prowadząc walkę, która z góry jest przegrana, zaciskam ręce w pięść i podsuwam pod podbródek kolana. Kiwam się w przód i tył i rozmyślam. Dlaczego on nadal cierpi? Jeszcze parę godzin temu był w stanie iść ze mną do łóżka, a teraz zwija się z bólu. Rozsadzają mnie wyrzuty sumienia. Co, jeśli to moja wina? Nie dopilnowałam tego, aby ciągle leżał i odpoczywał. Był taki uparty i stanowczy. Czasami aż bałam się jego tonu głosu, dlatego mu ulegałam i pozwalałam na to, co chciał. A teraz mój biedny Justin leży za tymi cholernymi drzwiami i co jakiś czas krzyczy z bólu. Gdy proszę Boga o to, aby go uzdrowił, myślę o ojcu i matce, którzy łączą się ze mną duchowo w modlitwie. Cała nasza trójka, jak i matka Justina modlą się za niego. Oby mu nic nie było.

Nagle czuję, że drzwi obok się rozsuwają. Otwieram zaspane, obolałe i sklejone od łez oczy i spoglądam w górę, mrużąc je od intensywnego światła. Jak długo spałam?
-Co z nim?- pytam, od razu wstając na proste nogi.
-Śpi. Jest padnięty. Podałem mu leki przeciwbólowe, zaczną działać do godziny czasu. Proszę dopilnować, aby pan Bieber się naprawdę nie przemęczał. Niech leży w łóżku tak często, jak to się da. Minimum tydzień bez pracy. Nie ma uszkodzeń narządów wewnętrznych, ale kawałek szkła, które wyjęliśmy z jego boku daje o sobie znać właśnie teraz. Mimo, że go tam już nie ma.- przejeżdża po kilkudniowym zaroście, widocznie mocno się nad czymś zastanawiając. Szkło w jego boku? Dlaczego nic o nim nie wiedziałam?
-Czemu nie zostałam poinformowana, że w jego organizmie było jakieś ciało obce?- warczę w stronę mężczyzny, a on prostuje się i spogląda na mnie ze spokojem w oczach.
-Pan Bieber nie pozwolił udzielić panience takiej informacji.
-Z jakiego powodu?
-Nie chciał panią zbytnio martwić. Wiedział, jak to się skończy, ale widząc panią w takim stanie, jak teraz, nie mogłem dłużej tego utajać, wiedząc że jesteście państwo razem.- nie chcąc kontynuować rozmowy ze mną, przechodzi obok i kieruje się do kabiny, w której on i reszta załogi spędza lot. Przeciągam się i wchodzę cicho do sypialni, w której leży Justin. Jest podpięty do kroplówki, jego głowa lekko przekręcona w lewą stronę, a usta rozchylone. Dlaczego on musi tak cierpieć? Nienawidzę osoby, która mu to zrobiła. Pójdzie siedzieć, oj ja już o to zadbam.
Siadam obok niego i przytulam chłodną rękę do policzka. Kiedy słyszę informacje od pilota o lądowaniu, spoglądam wystraszona w stronę szatyna. Zrywam się na proste nogi i biegnę do kadłuby pilota.
-Mogę zostać przy łóżku Justina podczas lądowania?- mrugam w stronę pierwszego pilota, a on posyła pytające spojrzenie w stronę drugiego.
-Oczywiście, tylko proszę ostrożnie, proszę pani.- mówi entuzjastycznie, a ja wracam do Justina, który przebudził się chyba przez mój głośny i gwałtowny bieg. Patrzę na niego z lekkim uśmiechem na twarzy i zajmuję wcześniejsze miejsce.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?- pytam cicho, całując jego dłoń.
-Nie chcę cię martwić kochanie.- szepta słabo, a do oczu napływają mi łzy. Troszczy się o mnie, a o swoje zdrowie nie potrafi zadbać. Jakież to irytujące...

Porywam klucze z blatu komody w pokoju, do torby pakuję pierwsze ciuchy, które miałam na wieszakach i kosmetyczkę, oraz inne najpotrzebniejsze mi rzeczy.
-Nie śpiesz się tak.- słyszę głos Justina i odwracam się w jego stronę.
-Jasna cholera, Bieber! Miałeś siedzieć w aucie i się z niego nie ruszać! Z tobą to gorzej niż z dzieckiem. Masz leżeć, debilu!- krzyczę, wrzucając bieliznę i zasuwając torbę.
-Nie denerwuj się, bo ci zmarszczki wyskoczą.- wystawia figlarnie język, a do sypialni wchodzi Rose. Wita się ze mną i z Justinem.
-Jadę do niego, nie wiem, kiedy wrócę, bo widzisz. Pan ofiara losu nie może sobie sam poradzić, bo spuścić na chwilę z oczu i już robi to, co nie trzeba.- warczę i omijam ją, ciągnąc delikatnie czekoladowookiego za rękę. Ostatnią rzeczą, jaką biorę ze sobą, jest kurtka, czapka oraz szalik. Tak, ta zima zapowiada się dosyć mroźnie. Otulam Justina kocem i przytulam do siebie.
-Lepiej czułbym się, gdybym to ja ciebie tak przytulał, wiesz?- chichocze, a ja wywracam oczami.
-Cieszę się, że humor dopisuje, ale to nie jest zabawne. Widziałam, co się działo w samolocie. Do powtórki z rozrywki nie dopuszczę. Możesz krzyczeć, bić, płakać, nie dopuszczę, abyś robił to, co ci nie wolno.- ściskam go mocniej i opieram głowę o jego ramię.
-Kocham cię.- słyszę naglę i unoszę wzrok w górę. -Kocham cię.- ponawia i całuje mnie delikatnie w usta, gdy winda się otwiera. Kierujemy się do wyjścia i wsiadamy do mercedesa, którym przyjechał szofer. Mkniemy do apartamentu mężczyzny, w ciszy, trzymając się za ręce i słuchając utworów dobrze nam znanego John'a Legend'y.

Balsamuję ciało i obserwuję uważnie Biebera, który również przygląda się mojej pracy. Uśmiecha się co jakiś czas, jakby knuł właśnie spisek przeciw całemu światu. Prycham i wrzucam krem do kosmetyczki. Gaszę górne światła i kieruję się w stronę łóżka. Wsuwam ostrożnie jedną nogę, a potem drugą i wyłączam również boczną lampkę.
-Tylko tyle?- pyta zaskoczony Justin, patrząc na mnie z góry. Ja wygodnie odwracam się plecami do niego i zamykam oczy, próbując iść spać. To był męczący dzień, a jutro czeka mnie praca. Nagle czuję pocałunki na swoim ramieniu i wiem, że tym razem nie ustąpi.
-Proszę cię, idź spać, w przeciwnym razie ja idę na kanapę do salonu i tam się prześpię. I tak wstaję rano do pracy.- wzdycham, a Bieber zaczyna pomrukiwać do mojego ucha.
-Jestem twoim szefem, dzwoniłem do pracy i poinformowałem o tym, że cię nie będzie. Skoro ja nie pracuję, to ty tym bardziej.- przygryza moje ucho, a ja podnoszę się do góry.
-Justin proszę. Nie będziesz mnie utrzymywał. To dla mnie ważne. Potrzebuję tej pracy, kocham pracować.- rzucam i przeczesuję swoje mokre włosy.
-Ty opiekujesz się mną, a ja opiekuję się tobą. Nie ma za co.- przyciąga mnie do siebie i opiera o swoją klatkę piersiową. Momentalnie unoszę się, nie chcąc sprawiać mu bólu. Patrzy na mnie zdezorientowany, a ja dźwigam jego t-shirt do góry. Wskazuję palcem na biały bandaż i bacznie obserwuję jego reakcję. Uśmiecha się entuzjastycznie i znów kładzie mnie na torsie.
-Gdy tak leżysz, boli znacznie mniej, kochanie.- przerywa i całuje mnie w czubek głowy. Gasi lampkę po swojej stronie i obniża się. -Dobranoc.- szepta, a ja uśmiecham się.
-Kocham cię.- i całuję go w miejsce, gdzie ma serce. Czuję, że zaczyna bić mocniej...
_________________

Okej, może nie było 15 komentarzy, ale jest weekend, a nie wiem, czy zdołam dodać rozdział w tygodniu.
Mam nadzieję, że teraz już będzie tyle komentarzy, ile mamy w umowie. :>
Chciałabym również poinformować, że na bloggerze napisałam tą historię do końca, właśnie skończyłam ostatni rozdział. Więc im szybciej będzie 15 komentarzy, tym szybciej poznacie losy bohaterów,
Nie przedłużając,

15 komentarzy= Rozdział 13

Buziaki, Claudia ♥

26 komentarzy

  1. JAK TO DO KOŃCA NAPISAŁAŚ? TY CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ KOCHANIE, TAK TO SIĘ NIE BAWIMY. 100 ROZDZIAŁÓW MINIMALNE MINIMUM!
    A TEN ROZDZIAŁ GENIALNY <3
    BOZIUUU... DAWAĆ MI TEGO, CO MU TO ZROBIŁ. RAZ, RAZ.. JA SIĘ NIM ZAJMĘ, SPOKOJNIE...
    CZEKAM W TAKIM RAZIE NA NN :*
    no i zapraszam do mnie na nr dwa :D
    LEXI ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah bez agresji kochanie. :*
      100 rozdziałów nie będzie, ale postaram się, żeby było tyle, aby zadowolić czytelnika. :)

      Usuń
  2. NIE, NIE, NIE. CO JA ZROBIĘ GDY TA HISTORIA DOBIEGNIE KONCA?! 😭😭😭 MAM NADZIEJE, ZE MASZ W ZANADRZUDUUUZO ROZDZIALOW ♥😭

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam tego bloga 😍 / Anonimowa E

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem bardzo ciekawa zakończenia. Czekam na nn. Sprężmy soe z tymi komami!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział !! Kocham to <33

    OdpowiedzUsuń
  6. Fantastyczny rozdział :D Ile będzie rozdziałów tej histori ? ;d Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj odpowiedź Cię nie usatysfakcjonuje. Jeśli czytasz książki, kojarzysz autora Sparksa, to powiem, iż rozdziałów jest tyle, ile przeciętnie w jego książkach.

      Usuń
  7. Rozdział superowy ^^ czekam na nowy

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej... Płakałam... To takie słodkie, romantyczne *.*... Co nie zmienia faktu, że boję się o Jusa. Ale to silny facet + ma taką opiekunkę :)
    Jak to SKOŃCZYŁAŚ PISAĆ HISTORIĘ???????? JUŻ???? Mogę przynajmniej wiedzieć ile rozdziałów ? MA BYĆ MINIMUM 100! KAPISZ? :D
    Pozdrowionka i do nn :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha owszem, ma niesamowitą opiekunkę, a sam jest bardzo silnym i twardym mężczyzną.
      Rozdziałów, tak jak wspominałam, jest tyle, ile przeciętnie w każdej książce Sparksa :*
      Stu nie będzie, przepraszam :(

      Usuń
  9. kocham ten blog <3333 /Nikola

    OdpowiedzUsuń
  10. Dawaj następny!

    OdpowiedzUsuń
  11. 15 KOMENTARZ! DAWAJ ROZDZIAL! :*

    OdpowiedzUsuń