8.28.2014

Rozdział 5.

Związuję szybko wysokiego kucyka, zakładam okulary, marynarkę i porywając swoją torebkę wybiegam z pokoju.
-Szybciej, do cholery jasnej!- przyjaciółka tupie nerwowo swoim wysokim obcasem, czekając na mnie w windzie. Zamykam mieszkanie i chwilę później znajduję się obok niej.
-Czy ty zawsze musisz się tak długo szykować?- warczy. Wywracam oczami nie chcąc się znów kłócić. Wszystkie komentarze, które mam przeciwko niej w tej chwili zatrzymuję dla siebie. Wyciągam telefon z kieszeni i spoglądam na wyświetlacz. Żadnych wiadomości. Od wczoraj się nie odezwał. Dziś muszę skupić się na pracy, ponieważ to jest w tej chwili ważne. Przedwczesne wakacje się skończyły i wróciłam do szarej rzeczywistości.
-Idziemy dzisiaj na imprezę?- spoglądam na przyjaciółkę i czekam na odpowiedź. Ona zaś otworzyła szeroko swoje idealnie pomalowane usta i patrzyła tak przez chwilę na mnie. -No idziesz ze mną, czy sama mam iść?- pytam, a ona potakuje i podekscytowana zaczyna mówić mi, jak się dzisiaj ubierze. Będąc na dole łapiemy pierwszą taksówkę i mkniemy do Bona.
8:33 zasiadam przy biurku i w ekspresowym tempie uruchamiam komputer. Przewieszam żakiet przez oparcie fotela i ruszam zaparzyć kawę. Idąc do automatu, mijam Justina, który był bardzo roztargniony. Nie zwrócił uwagi na moją osobę i mknął w stronę swojego gabinetu. 'To pewnie przez ten dzień wolny, który sobie wczoraj wziął.' pomyślałam i wrzuciłam monetę do automatu, który po paru sekundach zaparzył gorący napój. Usiadłam przy stanowisku i zaczęłam sprawdzać korespondencje. Umawiałam na spotkania Justina i załatwiałam różne sprawy, które zostały mi zlecone. Około 12:30 wszyscy zaczęli zbierać się na lunch. Ja jednak nie byłam głodna i dalej pracowałam, gdy nagle podszedł do mnie szef.
-Hej.- szepnął i przeciągnął krzesło obok.
-Cześć.- powiedziałam cicho i spojrzałam na niego. Był ubrany w ciemno granatową marynarkę, koszulę w kratkę, lekko rozpiętą przy szyi i jeansy.
-Czemu nie idziesz na lunch?- spytał. Usłyszałam głośny dźwięk telefonu i odebrałam. Kolejny klient, który chce wydać książkę, pragnie umówić się na spotkanie.
-Właśnie dlatego.- wskazałam oczami, kiedy zakończyłam połączenie.-Mam pełno pracy, a po drugie nie jestem głodna.
-Powinnaś coś zjeść. Nie wyglądasz zbyt dobrze.- spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, a ja wywróciłam oczami. -Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłem. Mam pełno spraw na głowie.- przyznaje z irytacją w głosie.
-Nic nie szkodzi.- uśmiechnęłam się pocieszająco. Odwzajemnił mój gest, wlepiając we mnie swoje gorące spojrzenie. Oblizałam nerwowo usta i wróciłam do pracy.
-Dasz się wyciągnąć na ten obiad?- pyta sucho, widząc moje ignorowanie. Spoglądam kątem oka w jego stronie, a kąciki ust zaczynają się unosić. Wygląda jak naburmuszone dziecko, które nie dostało zabawki, którą upatrzyło na wystawie.
-Tak, dam się wyciągnąć na ten obiad.- wzdycham, wstając od stanowiska. Wstaję od biurka, a ten chwyta mnie pod ramię i prowadzi blisko siebie.
-Nie wiem, czy to najlepszy pomysł.- rzucam, czując spojrzenia wszystkich pracowników.
-Jeśli ci to przeszkadza.- puszcza mnie i idzie zamówić obiad. Siadam przy stoliku z jego imieniem i nazwiskiem, a on zajmuje swoje miejsce. Przełknęłam głośno ślinę i nerwowo zaczęłam stukać obcasem o podłogę. Między nami panowała niezręczna cisza. Westchnęłam i popatrzyłam w jego stronę.
-Pięknie wyglądasz.- mówi z uznaniem, ciągle mi się przyglądając.
-Przestań, po prostu przestań już tak mówić, bo uszy mi więdną od tego!- próbuję być śmiertelnie poważna, ale niestety, mina Justina mnie rozbawia.
-Da się pani wyciągnąć na kolację, dziś wieczorem?- pyta, a przez brzuch przelatuje tysiąc motyli. Kolejny wieczór z tym czarującym mężczyzną.
-To ma być zaproszenie na randkę?- prycham, a on przytakuje. -To trochę mało romantyczne.- podpuszczam go, aby zbadać jego reakcję. Ten poważnieje, a w jego oczach widać skaczące iskierki. Zaczyna myśleć...Nagle wstaje od stolika, a oczy wszystkich spoczywają na jego sylwetce.
-Co ty robisz?- pytam, patrząc na jego pełen talerz. Chciał zjeść ze mną obiad, a nawet go nie ruszył.
-Drodzy tu zgromadzeni..- zaczyna, a mnie momentalnie olśniewa. Chwytam jego rękę i próbuję pociągnąć w dół, aby usiadł i nie robił żadnych scen, jak jacyś studenci, licealiści, ktokolwiek, kto na pewno nie powinien się zachowywać tak w wieku dwudziestu pięciu lat.
-Siadaj! Nie rób tego, przestań!- szeptam błagalnym tonem głosu.
-Ta kobieta- wskazuje na mnie palcem.
-Błagam, usiądź. Pójdę z tobą na tą kolację, ale usiądź.-chwyciłam znów jego dłoń, a on spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
-Życzy wam smacznego.- kontynuuje i siada na swoim miejscu. Oddycham z ulgą i piorunuję go spojrzeniem. Jest niemożliwy.
-Wygrałem.- mówi cicho i całuje mnie w rękę. Wbijam zażenowana widelec w potrawę i konsumuję pyszną pieczeń.

Dochodzi 17, sprzątam swoje stanowisko i wyłączam komputery. Gdy odwracam się, aby zebrać swoje rzeczy, wpadam na Justina. Przylegam do niego całym ciałem i rumienię się.
-Przepraszam.- szeptam i odsuwam się na bok.
-Hej, zaczekaj.- woła, chwytając mnie za rękę. Przysuwa bliżej i patrzy głęboko w oczy. -Dzisiaj, o 19. Bądź gotowa, przyjadę po ciebie.- mówi cicho do ucha, a moje serce podeszło do gardła. Nerwowo potrząsam głową i spoglądam na niego. Uśmiecha się figlarnie i przygryza dolną wargę. Odchodzę od niego i czuję palące spojrzenie na plecach. Próbując zlekceważyć to uczucie, pewnym krokiem chwytam torebkę, zakładam żakiet i kieruję się w stronę wyjścia. Macham na pożegnanie do Justina i zjeżdżam windą na dół.
O 17:30 zjawiam się w domu i informuje o moim wyjściu przyjaciółkę.
-Tak się składa, że ja też wychodzę dzisiaj na randkę. Pamiętasz tego latynosa, którego spotkałyśmy w niedziele, jak byłyśmy na zakupach?- kiwam wolno głową, a na jej twarzy wita uśmiech. -To powiedzmy, spotykam się z nim od tamtego czasu.- dodaje, a ja otwieram szeroko oczy.
-Hm, czemu mnie to nie dziwi? Złapałaś go w swoje szpony. Który facet nie poleciałby na twoje duże, niebieskie oczy?- uśmiecha się i idzie do swojego pokoju. Kieruję się do kuchni i zjadam obiad, który już przygotowała. Wkładam naczynia do zmywarki i idę się odświeżyć. Zakładam gładkie, idealnie dopasowane do mojej sylwetki jeansy, do tego czarną koszulę z białym kołnierzykiem. Złoty zegarek, złote kolczyki i postanawiam się jeszcze pomalować. Kręcę włosy, maluję paznokcie na czerwono i wkładam proste, czarne buciki. Przeglądam się w lustrze i stwierdzam, że w końcu potrafię się ubrać sama, bez pomocy przyjaciółki.
Wychodzę z pokoju i chwytam swoją nową, czarną torebkę, którą kupiłam z przyjaciółką w weekend. Pakuję do niej gumy, klucze, portfel, malutką kosmetyczkę, którą noszę tylko wtedy, gdy jestem pomalowana. Słyszę gwałtowne nabieranie powietrza. Odwracam się i widzę zszokowaną przyjaciółkę. Lustruje mnie swoim bacznym wzrokiem, aż wreszcie zaczyna dumnie klaskać w ręce.
-Taki ubiór, bez mojej pomocy, brawo.- puszy się jak paw. -Nauczyłam cię, jak powinno się ubierać.- śmieje się, aż po mieszkaniu rozbiega się dzwonek. Ruszam w stronę drzwi i otwieram je szeroko.
-Cześć.- rzucam pełna podekscytowania.
-Dobry wieczór, piękna.- mruczy, a ja purpurowiejąc na twarzy, chwytam rękę, którą do mnie wyciąga i kieruję się za nim. Wchodzimy do windy i zjeżdżamy w ciszy na dół.
-Gdzie tym razem?-pytam ironicznie, na wspomnienie z ostatniego naszego wyjścia.
-Zaskoczę cię.- uśmiecha się do mnie, a ja nie kontynuując tego tematu, w ciszy wsiadam do jego auta. Kierujemy się w stronę Manhattanu, jadąc przez most Brooklyn'ski i Time Square. Zwalniamy i wjeżdżamy do podziemnego parkingu. Mężczyzna parkuje samochód i wyskakuje szybko z niego, chwilę potem otwiera mi drzwi i kieruje w stronę windy.
-Cóż..- mówi wolno, gdy winda się otwiera. -Witam w moich skromnych progach.- szepta i wprowadza mnie głębiej. Znajdujemy się w ogromnym holu. Jest idealnie biały, na środku stoi stolik z najnowszą prasą, świeżymi kwiatami i telefonem. Na ścianach wiszą fotografie rodzinne, drogie obrazy oraz kwiaty.
-Zapraszam dalej.- śmieje się i chwyta moją dłoń. Prowadzi nas wzdłuż pomieszczenia, aż przechodzimy przez łuk i znajdujemy się w salonie, który połączony jest z jadalnią i kuchnią. Pokój jest najnowocześniejszym pomieszczeniem, jakim w życiu widziałam. Drogi, ogromny telewizor wisi na wprost skórzanej sofy. Pokoje są czarno-białe. Wszystko idealnie dopracowane. Podłogi błyszczały w świetle lamp, a wszystkie meble idealnie wyczyszczone aż kuły moje oczy.
-Pięknie tu.- westchnęłam i szłam dalej. Doszliśmy do ogromnego stołu, który był już przygotowany dla naszej dwójki.
-Wiesz, wystarczyło chińskie jedzenie, kanapa, dobry film i tyle. Nie potrzeba mi drogiego homara, jakiś specjalnych efektów, i tak dalej.- wzdycham, a Justin odsuwa dla mnie krzesło. Zasiadam na nim i subtelnie posuwa je kolanem, abym przywarła do stołu. Siada na przeciwko mnie i spogląda na mnie nerwowo. -Wyluzuj.- chichoczę i pocieram pocieszająco jego dłoń. Chwyta ją i przystawia do swojej twarzy, aby złożyć na niej delikatny pocałunek. Rumienię się i zabieram rękę na kolana. Nagle podchodzi do nas kobieta, przynosząc ogromne talerze z jedzeniem.
-Smacznego.- woła radośnie i znika z naszego pola widzenia. Spoglądam na danie i na Justina. Patrzy na mnie, badając moją reakcję, a ja posyłam mu słaby uśmiech.
-Coś nie tak?- pyta, a ja wiercę się na krześle i mrugam nerwowo.
-Nie jestem głodna.- oblizuję wargi i słyszę jego cichy śmiech.
-Jak zawsze. Jedz, kochanie, bo deseru nie będzie.- unoszę pytająco brew, a on wskazuje oczami na talerz. -Jedz.- dodaje i zajmuje się swoim talerzem. Postanawiam iść w jego ślady. Zjem tyle, ile mogę.
Po 20 minutach siedzenia przy stole i konsumowania, wstaliśmy i z butelką białego wina skierowaliśmy się przed TV. Justin uruchomił jakiś film i nalał nam do kieliszków alkohol. Podał jeden kryształ, a drugi wziął dla siebie. Usiadł wygodnie obok mnie i spojrzał głęboko w moje oczy.
-Zdrowie.- przybiliśmy kieliszkami o siebie i wypiliśmy napój. W ciszy oglądaliśmy "Now is good", co jakiś czas spoglądając na siebie. Po skończeniu filmu, opróżniliśmy również butelkę wina. Nagle pochyliłam się w jego stronę i oparłam głowę o jego ramię. Zaczerpnęłam głębiej powietrza, upajając się jego niesamowitym zapachem i uniosłam lekko głowę do góry.
Wlepiłam wzrok w jego karmelowe oczy, a on pochylił się nagle, chwytając mnie w tali i sadzając na swoich kolanach, wpił się w moje usta. Odwzajemniłam jego nagły gest, pogłębiając pocałunek. Wplątałam ręce w jego włosy i przyciągnęłam jeszcze bliżej. Pochłanialiśmy swoje złaknione dusze, gdy nagle do pokoju wszedł jakiś wysoki, czarnoskóry mężczyzna.
-Łoł, Bieber, mogłeś uprzedzić!- woła i zastawia oczy, a ja automatycznie schodzę z jego kolan, cała się czerwieniąc. Spojrzałam ukradkiem na Justina, który był rozwścieczony.
-Lil... Co tutaj robisz?- pyta, próbując udawać miłego.
-Przyjechałem do przyjaciela, a co, nie widać?- rzuca się obok mnie i penetruje oczami. -Twoja nowa zdobycz? No, no...- położył rękę na moich udach, jadąc coraz wyżej. Błyskawicznie ją z siebie zrzuciłam i mocno wykręciłam.
-Jeszcze raz mnie dotkniesz, a pożałujesz tego, że się urodziłeś.- wysyczałam i go puściłam.
-Te, lala, trzymaj łapki przy sobie i nie kozacz, to może się źle skończyć.- mówi ostro, a ja zastygam.
-Odwal się Lil.- wtrąca się Justin. -Ona ma rację, nie pozwalaj sobie za dużo.- warczy, a on unosi zaskoczony brew.
-Justin Bieber mi grozi. Toż to przełomowy okres w pana życiu. Kiedy to ostatnio było? Hm..- przerwał na chwilę i z dumnym uśmiechem spojrzał na niego. -Ostatnia panienka, jakieś cztery miesiące temu, no to tak... Cztery miesiące temu. - nieruchomieję i przełykam wolno ślinę.
-Pierdól się.- syczy, a ja po raz kolejny nie wierzę własnym uszom. Ten jakże inteligentny i mądry człowiek, z którego ust nie spodziewałabym się wulgaryzmów, właśnie powiedział 'pierdól się'.
_______________
I kolejny rozdział. Przed rozpoczęciem roku pojawi się kolejny, mam nadzieję, że Wam się podoba. :)
Odpowiadajcie na ankietę. Niebawem pojawi się nowy wygląd bloga. Niektórzy z Was mają problem z tym, ucina lewą stronę itd. Dlatego już odwiedzając tego bloga, powinniście widzieć zmianę - będzie on całkowicie klasyczny, dopóki nie dostanę zamówienia. Ma ono pojawić się 31 sierpnia, więc na ten też dzień przygotuję rozdział 6. Tym czasem zapraszam do komentowania. Buziaki! :)

8 komentarzy

  1. Wreszcie się pocałowali! Już się nie mogę doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Błagam błagam błagam. Spróbuj dwa rozdziały napisać. Prozesz. Ten blog jest NIESAMOWITY. MASZ TALENT DZIEWCZYNO!!!! UWIELBIAM CIE I BLOG 😭💕💕😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział czekam nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. dvnikadcnwrvwnrwvn *.* jakie wulgaryzmy :O chce wiedzieć co będzie dalej! ja już nie wytrzymam! chcę nexta! :* pozdrowionka :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Supper :) Nominuję cię do Liebster Blog Award jeśli czegoś nie rozumiesz zajrzyj do mnie :) http://wordliwe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jak zawsze zajebisty ale bawi mnie nadal "pierdól się" XD

    OdpowiedzUsuń