Przekładam nogę na nogę i niecierpliwię patrzę, jak krople wody kapią i wpływają do moich żył. Po jej skończeniu mogę zgłosić się po wypis i wrócić wreszcie do domu. Jutro wigilia. Ludzie pochłonięci są przygotowaniem się do tego dnia. Zdarzają się nawet tacy, którzy kupują prezenty na gwiazdkę dopiero teraz. Spieszą się, są nieobecni i pochłonięci własnymi myślami. I w tym wszystkim odnajduję się ja. Szara myszka, która nie stoi nikomu na drodze, robi to, co musi i próbuje spełnić swoje życiowe cele, które postawiła sobie już na początku studiów. Ale czy to jest ta sama kobieta, którą widzę od paru dni w lustrze? Czy to ta sama Carla, która potrafiła zrobić wszystko, uporać się z każdym problemem, robić niesamowite interesy z innymi przedsiębiorcami? Ta sama Carla, z której tryskała pozytywna energia? W tej chwili widzę przygnębioną blondynkę z lekkimi zmarszczkami od zmęczenia, oczami spuchniętymi od częstego płaczu, której szyja otulona jest w kaftan, aby ją usztywnić i jakimiś plastikowymi sznurkami prowadzące do jej ręki. Straciłam wszystko, na czym mi tak zależało. Miłość, która myślałam, że jest jedyna. Ta prawdziwa, którą będę pałać do końca swoich dni...
Nim się obejrzałam, wchłonęłam już wszystkie podawane mi płyny. Zawołałam więc pielęgniarkę i poprosiłam o odpięcie mi tego wszystkiego. Potem udałam się pod prysznic, ubrałam czyste ciuchy i czekałam na tatę, który zadeklarował się, iż po mnie przyjedzie.
Spojrzałam znów w lustro. Bacznie przyjrzałam się swojej twarzy, która była w niektórych miejscach podrapana i posiniaczona. Związałam wysoko kucyka, aby włosy nie plątały mi się z kołnierzem usztywniającym szyję. Gotowa weszłam z powrotem do sali. Moich walizek już nie było, czyli tata zapakował je do auta. Zaczęłam więc wkładać kurtkę. Nagle ktoś błyskawicznie naciągnął mi ją na ramiona.
-Dziękuję tatku.- rzucam szczęśliwa, odwracając się na pięcie.
-Nie ma za co córciu.- mówi pogodnie i całuje mnie w czubek głowy. -Chodźmy. Wszyscy już na ciebie czekają.- dodaje i razem udajemy się do windy.
Święta spędzam u rodziców. Niesamowicie się cieszę, że wypuścili mnie do domu na święta. Ojciec chodził i prosił o to lekarzy odkąd tylko się obudziłam. Aż doprosił! Jest 23 grudnia i własnie siedzę w aucie, który zawozi mnie do mieszkania po jakieś ciuchy i po Rosalie, a potem wszyscy udajemy się do Rosewood.
Dom rodziców był cudownie ozdobiony. Już w oddali mienił się pięknymi, jasnymi światełkami. Panował półmrok, przez co mogłam podziwiać już świecące domy sąsiadów. Na ulicach leżał lekki puch śnieżny, co przytwierdzało nas-Amerykaninów do tego, iż jutro jest Boże Narodzenie. W radiu leciały same świąteczne piosenki, od "Last Christmas" do "Someday at Christmas".
W rodzinnym domku zaś unoszą się piękne zapachy różnych potraw. Pod żywą choinką stoją prezenty, nad kominkiem wiszą skarpetki, a w tle słychać śpiew Martina i innych domowników. Jest cudownie!
Dałabym wszystko, aby móc im teraz pomagać, a niestety siedzę przy stole i obserwuję, jak mama z Rose i Martinem wywraca kuchnie do góry nogami, wysoko śpiewając pewne nuty. Ah, moja zwariowana rodzinka.
-HOŁ HOŁ HOOOŁ!- usłyszałam, a wtedy po schodach zszedł tata w stroju Mikołaja. Martin szybko podbiegł do niego i przytulił mocno swoimi małymi rączkami. -Wyruszam w świat do potrzebujących! Wesołych świat!
- wykrzyczał i trzasnął charakterystycznie drzwiami. Jak już wspominałam, przebiera się on za tego grubego, miłego, starszego, siwego pana i rozdaje prezenty potrzebującym. Ah, tak bardzo pochłonięty tą magią świąt, że co roku zapomina o rozpaleniu ognia w kominku.
-Pójdę napalić.- rzuciłam, a mama momentalnie rzuciła we mnie ściereczką. -No co!?
-Nigdzie nie pójdziesz. Nie możesz się przemęczać!- pokiwała palcem nade mną i wróciła do swoich zajęć. Dyskretnie więc wymknęłam się z kuchni i na paluszkach ruszyłam za dom, aby przynieś drewno. Kiedy ubrałam już kurtkę i szalik wyszłam na zewnątrz. Podśpiewując "Let it snow" poszłam do szopki i uzbierałam parę kawałków na opał. Kiedy miałam wziąć już na siebie ostatni pień, wszystko wypadło mi z rąk. Zobaczyłam, że ktoś pomaga mi je pozbierać. Kiedy uniosłam wzrok, zobaczyłam Justina.
-Hej.- rzucił lekko zmieszany i odebrał ode mnie podpałkę. -Od razu wyjaśniam: twój tata mnie zaprosił. Oh, no i jestem również ze swoim ojcem, który jest już w środku.- patrzyłam na niego oniemiała, ale nie miałam serca, aby kłócić się z nim w tak piękny okres. Kiedy uzbieraliśmy wystarczającą ilość drewna, ruszyliśmy do środka. I już na wejściu po domu rozbiegała się żwawa dyskusja na temat tegorocznych świąt. Mijając wszystkich weszłam do salonu i ułożyłam idealnie gałęzie sosny w odpowiednim miejscu. Chwilę potem od kominka biło przyjemne ciepło. Ruszyłam więc do kuchni.
-Napalone.- klasnęłam dumnie w dłonie i spojrzałam na ojca Justina. Był niewiele wyższy od niego. Lekki zarost, głębokie spojrzenie jak Justin, podobny uśmiech i gustowny ubiór.
-Dobry wieczór Carlo.- posłał mi szeroki uśmiech, a ja skrępowana całą tą sytuacją odwzajemniłam gest.
-Dobry wieczór, panie Bieber.
-Mów mi Jeremy.- poprawił od razu, a ja przeskakując z nogi na nogę, wlepiłam spojrzenie na splecione ręce.
Kiedy atmosfera się zagęszcza, kieruję się na górę, aby pobyć chwilę samej. Wtedy dopiero dociera do mnie wszystko to, co stało się przed wypadkiem. Przez jaką walkę przeszłam, aby być na tych świętach z rodziną. Nie chciałam być tutaj z nim, chciałam być z rodzicami, Martinem i Rosalie. A do tego dołączył się pakiet usług, których nie zamawiałam!
I znów szlochałam do tych mokrych dłoni, jakby to miało dać im ukojenie. Niestety, pogarszałam tym sposobem swój stan emocjonalny. Za każdym razem, kiedy zbierałam się już ze wszystkim i próbowałam być silna, przychodził moment, kiedy uświadamiałam sobie, że wcale tak nie jest. Kiedy robiłam trzy kroki na przód, zatrzymywałam się i cofałam o kolejne pięć. To nie miało sensu, moje życie nie miało sensu.
Wtedy do pokoju ktoś wpada. Z wielkim trudem unoszę się do góry. Ból kręgosłupa nasila się, kiedy prostuję się do pozycji siedzącej. Wtedy dopiero mgła z oczu znika i widzę wyraźnie rysy chłopaka. To Justin, Patrzy na mnie spojrzeniem, które widziałam tylko na zdjęciach. Jest pełne bólu, strachu i przejęcia, które dostrzegłam, gdy widziałam fotografie z młodego dzieciństwa mężczyzny. Patrzył na mnie, a ja zastygłam w tej pozycji.
-Carla, błagam. Pozwól mi dojść do słowa.- mówi cicho, a zza jego ramienia wystawia głowę Rosalie. Spoglądam na nią, a ona posyła mi przepraszające spojrzenie. Wzdycham i patrzę na Biebera. Nigdy go takiego nie widziałam. Nigdy nie widziałam Justina z łzami w oczach, przygnębionego, załamanego i zagubionego.
-Nie chcę tego kontynuować. Czy ty dasz mi wreszcie spokój?- mamroczę. W pokoju roi się od kwiatów i prezentów, które dostawałam przez ostatnie dni od Justina. Rosalie wyraźnie zabroniła mu się ze mną spotykać, a ojciec... On zaś ma swoje zdanie... Jednak jak ja mogę się na niego gniewać? Stara się robić to, co najlepsze. Chce, abym była szczęśliwa. Dlatego właśnie zaprosił Justina i jego ojca do nas na wigilię. Ma nadzieję, że przez tą magię świąt znowu do siebie wrócimy. Oj tato, żeby to było takie łatwe...
-Dlaczego, kurwa, nie dasz mi się wytłumaczyć?- pyta, zaciskając ręce w pięść. W tej samej chwili przez ręce wydostają się żyły, które od razu przykuwają moją uwagę. Musiał chodzić na siłownię, ponieważ wcześniej jego ramiona nie były takie umięśnione.
-Tu nie ma co tłumaczysz. Pieprzysz każdą swoją asystentkę. Kupujesz firmy, uwodzisz je tymi swoimi słodkimi historyjkami, jesteś dla nich idealny dotąd, dopóki nie oddadzą ci tego, czego naprawdę chcesz. Jesteś napaleńcem, że myślisz fiutem, a nie mózgiem? Oh, przepraszam! Ty chyba tego mięśnia nie masz.- warczę i wstaję z łóżka, aby uspokoić swoje nerwy. Toczy wojnę z samym sobą, prawdopodobnie nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Czemu uważasz, że jesteś kolejną z tych, z którymi chcę się przespać i zostawić?- pyta, nadzwyczaj opanowanym tonem. Zaczyna kierować się wolno w moim kierunku.
-Oh, wiem, że tak będzie. A nawet gdyby, to jakbym ja ci się nie dała pieprzyć, to zdradziłbyś mnie z taką, która dałaby wszystko na takie upojne chwile z tobą w roli głównej.- warczę i robię krok w tył. Chcąc zachować odpowiednią odległość od Justina, zaczynam przemieszczać się nerwowo z jednego kąta do drugiego, od czasu do czasu patrząc na niego.
-Przestań, kurwa, przestań.- nigdy wcześniej nie słyszałam, aby on tyle razy używał wulgaryzmów. Zazwyczaj opanowany, perfekcyjny, asertywny biznesmen nie posługiwał się łacinom. Nie taką łacinom, jeśli już była potrzeba.
-Nie przestanę, bo taka jest prawda, a ty nie chcesz tego słyszeć, bo ci wstyd!- wyrzucam z frustracją ręce w górę i czuję, że negatywna siła bierze nade mną kontrolę.
-Gówno wiesz, jaki jestem! Gówno wiesz, co tak naprawdę teraz czuję. Uważasz, że wiesz o mnie wszystko? Nie wiesz nic! Uwierzyłaś w to, co powiedział ci pierwszy lepszy facet, który groził i mi i tobie. Jak można być tak idiotycznym człowiekiem i móc tak postąpić?!
-Oh, czyli teraz role się odwracają, tak? To ja jestem wszystkiemu winna?- odwracam się na pięcie i kieruję w stronę drzwi, aby zamknąć je szczelnie. Nie chcę, aby przyjaciółka słyszała wszystko, o czym my mówimy,a tym bardziej rodzice i brat. Zaciskam pięści, aby uspokoić swoje nerwy i siadam na krańcu łóżka, patrząc na szatyna.
-Nie.-wzdycha, i przeczesuje palcami włosy, ciągnąc za końcówki. Przeciera potem twarz i chwytając się za kark, patrzy prosto w oczy. -Chcę ci po prostu powiedzieć, że jesteś naiwną kobietą, która wierzy we wszystko, co jej się powie.- dodaje opanowany.
-Naiwna?- oh.- Naiwna?-ponawiam.-Naiwna, to ja byłam wtedy, kiedy pozwoliłam ci się uwieść.- w tej chwili chciałabym spotkać się z każdą kobietą, która była z Justinem. Chcę poznać ich historię. Jak to było z nimi. Tak też zrobię. -Skończyłeś? Chcę odpocząć.- dodaję, kiedy nie słyszę odpowiedzi.
-Nie, nie skończyłem. Nigdy nie skończę, bo zrozum wreszcie, że cię kurwa kocham. Tak! Kocham jak szaleniec, zrozum to wreszcie. Kiedy to do ciebie dotrze?- po ostatnim zdaniu trzasnął głośno drzwiami, a ja wreszcie zostałam sama. Oddycham nierówno i zrywam się na proste nogi. Przebieram się w wygodne jeansy, ciepły golf, zakładam kurtkę, sznuruję buty, wkładam czapkę i szalik. Czuję, że muszę wyjść się przewietrzyć, ponieważ moja głowa nie zniesie tego intensywnego zapachu posiłków, energicznej konwersacji wśród domowników i tych świątecznych piosenek. Nagle wszystko zaczęło mnie denerwować. To było tak drażniące...
Dziś wigilia. Od wczoraj się nie widziałam z Justinem. Unikałam go, jak tylko mogłam. Rozmawiałam wieczorem z tatą na temat zaproszonych gości. Tak, jak sądziłam: nie spodziewał się, że jest aż tak źle i prosił, aby się nie gniewała. Teraz już było za późno, bo nie pasuje wyrzucić ich na próg, kiedy są święta. Zresztą, tata bardzo polubił Jeremy'ego. Dużo dyskutowali o hokeju, ostatnich rozgrywkach i o tym, kto za jaką drużyną jest.
Siedliśmy przy ogromnym stole, odmówiliśmy modlitwę i zaczęliśmy spożywać dania.
-Czemu nie masz kołnierza?-pyta mama, a ja delikatnie patrzę na nią.
-Bo nie widzę takiej potrzeby, jeśli uważam.- posyłam jej słaby uśmiech i kieruję wzrok na danie. Wbijam w nie nóż i wkładam do ust. Czuję, że ktoś ciągle mi się przygląda. Przelotnie spoglądam na Justina, który - jak się nie myliłam- obserwował mnie. Na twarzy nakleił sztuczny uśmiech i wszyscy dookoła myśleli, że taki też ma humor. Jednak tylko ja go znałam. W jego oczach był ogromny ból...
_________________________________________
No i proszę! Oto rozdział dziewiętnasty!
Więc tak, to oficjalne
BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ TEGO OPOWIADANIA!
Kiedy? Dowiecie się naprawdę niedługo.
Soon epilog i wszystkie informacje związane z ciągiem dalszym. Chciałabym tylko powiedzieć, iż pracuję nad zwiastunem do następnej części. Chciałabym również zrobić jakiś do tej, aby i tego wypromować. W końcu to podstawa, pierwsza część, więc nie chcę o niej zapomnieć.
Lubię z Wami dyskutować w komentarzach. Ostatnio bardzo mi się to spodobało. :)
Dlatego więc odpowiadam na każde Wasze pytanie. Prawie każde.... :>
Zasada ta sama, 15 komentarzy następny rozdział.
Chciałabym się również z Wami podzielić moją najukochańszą piosenką, która dzisiaj wyszła:
Uwielbiam ją.... ♥
Miłego wieczoru i pozdrawiam każdego czytelnika!:*
15 komentarz=następny rozdział. ♥
Świetny rozdział. Już nie mogę się doczekać nn :)
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuńxx :*
jedno z najlepszych ff jakie czytalam!
OdpowiedzUsuńOh, jak miło!
Usuńxx <3
mmm ten rozdział jakoś nie specjalnie do mnie przemówił sorki ale to beznadzieja ten blog był nawet nawet a teraz zrobiło się z niego jedno wielkie łajno
OdpowiedzUsuńRozumiem. Cieszę się, że pojawiają się jakieś słowa krytyki. Tak naprawdę to pisanie sielanki idzie mi najlepiej, ale przecież opowiadanie nie mogę oprzeć tylko na pozytywnych przeżyciach bohaterów. Musiałam coś wprowadzić.
UsuńMimo wszystko jednak dziękuję, że powiedziałeś\powiedziałaś, bo daje mi to do myślenia i wiem, że muszę się przyłożyć jeszcze bardziej, aby zaciekawić.
Pozdrawiam!:*
xx
Świetny rozdział :D Jezu ale szkoda mi Justina, ona nawet nie chce go wysłuchać ... :/
OdpowiedzUsuńNo, ciężko ma Justin, ciężko, ale Carla należy do upartych ludzi.. Naprawdę, niesamowicie upartych. ;//
Usuńxx
:c kocham twój blog <3
OdpowiedzUsuńOjeej ♥
Usuńxx
O jezu to było takie piękne <3
OdpowiedzUsuń♥
Usuńxx
Super blog :*
OdpowiedzUsuńDziękuję ;*
UsuńMega :)
OdpowiedzUsuńxx ♥
UsuńKocham
OdpowiedzUsuńTo było piękne <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam twojego bloga.. a ten rozdział był piękny
OdpowiedzUsuńSupcio
OdpowiedzUsuńOMG to było takie piękne <3
OdpowiedzUsuńI love you <3
OdpowiedzUsuńCZEKAM na nn <3 ten był boski
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńJej, on cierpi.. bardzo. skróć ten ból, proszę.. :(
OdpowiedzUsuńale kurna jaram się z tej 2 części :D nie mogę się doczekać :D
pozdrowionka i do nn :*
kocham Twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńjest genialny, na serio. Nie takie pitu pitu tylko ładne, zwięzłe opowiadanie. Masz też bardzo ładny styl pisania i co dla mnie jest najważniejsze: umiesz opisywać emocje. :)
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i tej drugiej części o której cały czas mówisz :D
Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
Nina