Od dziecka na mojego ojca wołali święty Mikołaj. Chodził on właśnie w ten jeden dzień w roku po ulicy, podrzucał pod pewne drzwi prezenty, chodził do domów dziecka, szpitali i obdarowywał małe szkraby podarunkami od siebie. Nie chcąc nic w zamian, prócz uśmiechu pociech. Wyglądał nawet jak Mikołaj! Miał siwą brodę, mimo młodego wieku, siwiejące włosy i parę zmarszczek. Ciepłe spojrzenie i życzliwy uśmiech towarzyszył mu na każdym kroku. Prócz tego, był pastorem, przez co wiele osób mówiło, że to znak od Boga. Oh, dziękuję, że mam tak wspaniałą osobę, jak mój tato.
Chodzę przez zaśnieżone ulice tego pięknego miasta w poszukiwaniu prezentów. Zakupiłam już dla przyjaciół, a teraz zostało mi znaleźć coś dla rodziców, Martina- dziecka, które zaadoptowali miesiąc temu, czyli mojego przyrodniego braciszka oraz dla Justina. Spoglądałam na różne wystawy zabawek, obrazów, ciekawych rzeczy do wystroju wnętrz, lecz nie przychodziło mi nic oryginalnego do głowy. Pocieszałam się tym, że w głośnikach rozbrzmiewały świąteczne piosenki, które znam na pamięć i podśpiewuję przy każdej, możliwej okazji. Wchodzę do sklepu z ciuchami dla dzieci. Tam postanawiam kupić coś bratu. Wybieram słodki sweterek i do kompletu czarną czapeczkę. Na manekinie wygląda uroczo, więc myślę, że na 5-letnim chłopczyku również będzie. Mamie zakupiłam delikatną bransoletkę, a ojcu zegarek z firmy YES. Teraz Justin. Skupiam się na nim, chodząc od sklepu, do sklepu. Co mogę mu kupić? Ma wszystko. Jest bogaty, może być niezadowolony z prezentu. Olśniewa mnie jednak i z telefonem w ręku, kieruję się do drukarni. Chwilę potem ruszam do kwiaciarni, gdzie pomagają mi dobrać dodatki do prezentu. Z uśmiechem na twarzy pakujemy razem z Cleo prezenty, zawzięcie rozmawiając o zbliżającej się gwiazdce. Mimo tego, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z tą kobietą, mam wrażenie, że znamy się od lat. Dyskutujemy o tym, jak męczące są przygotowywania do takich momentów w roku, ale mimo tego jest co wspominać.
-Dzięki za pomoc, Cleo.- rzucam, kiedy podaję swoja kartę kredytową. -Naprawdę miło było cię poznać.- mówię i wbijam kod. Ona uśmiecha się do mnie i oddaje własność.
-Wesołych świąt.- woła, kiedy wychodzę ze sklepu. Rzucam krótkie "Wzajemnie" i idę w stronę postoju taksówek. Zamawiam jedną z nich i kieruję się do swojego mieszkania. Justin wrócił do pełnego zdrowia, więc z czystym sumieniem i satysfakcją wróciłam na 'stare śmieci'. Wszędzie dobrze, ale we własnych czterech ścianach najlepiej.
Kiedy wchodzę do mieszkania, nie słyszę nic, prócz ciszy. Wzdycham, rzucając klucze na blat i kieruję się do pokoju. Ustawiam ostrożnie pakunki pod łóżkiem i rzucam płaszcz na pobliski fotel. Postanawiam zrobić tutaj radykalną zmianę. Znudził mi się stonowany pokój. Chcę go jakoś ożywić. Mam pełno pomysłów, ale niezbyt dużo czasu. W przerwie między świętami, zajmę się remontem tego miejsca. Odkładane od pewnego czasu pieniądze, wreszcie się przydadzą. 'Miałaś zostawić je na ślub!' krzyczy podświadomość, a ja prycham pod nosem. Jaki ślub?
Zdejmuję ze ściany fotografie i robię im zdjęcia. Postanawiam wystawić je na aukcję. Od dwóch tygodni malowałam mniejsze pejzaże, aby móc iść do pobliskiego domu dziecka i wręczyć je małym dzieciom. To nic z mojej strony, ale dla nich to radość, ponieważ ktoś z zewnątrz zwrócił na nie uwagę. Lubię sprawiać ludziom radość. Szczególnie tym, którzy od początku mają pod górkę.
Przyrządzam lekki obiad, klasyczną pierś z kurczaka z ziemniakami i sałatką z kapusty pekińskiej. Zajadam się w samotnościach i postanawiam napisać SMS'a do Justina.
Hej kochanie... Wpadniesz na obiad?Czekam wytrwale na odpowiedź, której nie dostaję. Rzucam więc telefon na blat i wbijam widelec w mięso, przystawiając ją do twarzy. Ostatnimi czasy nie widuję się zbyt często z Bieberem. Coraz częściej tłumaczy, że ma spotkanie do późna albo po prostu pracuje do późna. Widujemy się rzadziej, nie wychodzimy na miasto, a wspólna kolacja byłaby cudem! Słyszę wibrację, więc odruchowo sięgam po iphona.
Przepraszam, nie dam rady. Jestem zajęty.Odpisuję.
Kongres?I w mgnieniu oka odpowiedź.
Nie do końca. Kończę. Pa.Oh, okej. Po skończonym posiłku sprzątam i w samotności snuję się od pokoju do pokoju. Dlaczego nie ma Rose? Dlaczego jestem tutaj sama? Nienawidzę tego uczucia. Nienawidzę być sama, kiedy za oknem robi się zimno.
-Mamuś..- wołam do słuchawki, a po drugiej stronie słyszę już cichy uśmiech. -Mogę wpaść?- pytam, nie czekając na jej ochocze przywitanie.
-Pewnie, kochanie! Co to za pytanie? Drzwi są zawsze szeroko otwarte!- rzuca z radością, a ja oddycham z ulgą. -Coś się stało?- ah, ten matczyny instynkt.
-Nie, wszystko w porządku. Jestem po prostu sama w tej chwili.. Wiesz, jak to na mnie działa.- mamroczę, a w odpowiedzi dostaję ciche westchnienie.
-Zapraszam, czekamy na ciebie.- uśmiecham się lekko i rozłączam. Pakuję do torebki potrzebne rzeczy i chwytam w rękę prezenty, które mam do rozdania swojej rodzinie. Zamawiam taksówkę, która, mam nadzieję, zawiezie mnie na lotnisko. Tam zamówię bilet i bezpośrednio dolecę do Rosewood.
Zostawiam krótką karteczkę informacyjną dla Rose, aby się nie martwiła. Chwytam prezenty i pospiesznie biegnę do windy, zamykając po drodze drzwi. Na dole czeka już taxi, więc wsiadam i informuję, na jakie lotnisko ma mnie zawieźć...
Siedzę wygodnie w fotelu, w klasie ekonomicznej. Spoglądam przez okno i podziwiam oddalający się horyzont. Piękne, ośnieżone krainy u mych stóp zapierają dech w piersiach. Oh, uwielbiam grudzień, to cudowny miesiąc, niosący z sobą wiele przyjemnych chwil. Mimo mrozu, który szaleje na dworze, w domach gości ciepło i spokój. Każdy pokazuje swoje uczucia i spędza czas z rodziną... Święta.
Punktualnie o 16 lądujemy na lotnisku Alton. Od niego dzieli mnie około 3 mile do domku rodziców. Na miejscu jednak okazuje się, że cała gromada stoi już nerwowo skacząc z jednej nogi na drugą i wypatrując mnie w tłumie. Podbiegam do nich szybko i rzucam się im na szyję. Mocno przytulam każdego z osobna i całuję.
-Carly!- krzyczy chłopczyk i wskakuje na moją klatkę piersiową. Przytulam go mocniej i głaszczę po jasnych włosach. Odstawiam go na ziemię i chwytam torbę. Następnie czwórką idziemy do dodga ojca. Zasiadam na tylnym siedzeniu, obok brata, a z przodu rodzice. Prowadziliśmy żwawą dyskusję na temat ostatniego meczu Toronto Maple Leafs z Montreal Canadiens. Ojciec zawzięcie opowiadał o ostatnich minutach toczącej się bitwy na lodzie.
-Dlatego nienawidzę takich meczy. Kończą się remisem, a ja nie wiem, komu kibicować.- mruczy, parkując samochód na podjeździe. Spoglądam przez szybę i widzę od lat nie zmieniający się dom. Jednopiętrowa chatka, znajdująca się na uboczu miasta jest idealnym miejscem dla rodziców. Mama w spokoju może wyjść na podwórko i zasięgnąć po dobrą lekturę, nie słysząc klaksonów samochodów. Tata zaś mógł popisać się rzeźbiąc w drewnie. Jego ukryta pasja nie odchodzi w kąt. Z wielkim zapałem siada przed Bożym Narodzeniem i struga do kościoła własną szopkę, wszystkich obecnych przy narodzinach Jezusa, a następnie na honorowym miejscu w kaplicy ustawia je i ozdabia kolorowymi światełkami.
Kieruję się do swojego pokoju, który niegdyś obklejony był w plakaty słynnych zespołów i modelek. Zawsze powtarzałam mamie, że chciałabym iść na Fashion Week do Paryża. Ona nigdy we mnie nie wątpiła, ale niestety, sama zwątpiłam w siebie.
-Spotkałam Mikołaja.- oznajmiłam braciszkowi, biorąc go na górę.
-Tak?- jego źrenice się rozszerzyły, a ja przytaknęłam wolno. -Oh, i co ci powiedział?
-Że muszę przekazać taki pakunek pewnemu grzecznemu chłopczykowi.- cmoknęłam go w czoło, a on zaklaskał w ręce.
-Co to takiego?- spytał entuzjastycznie, a ja wręczyłam mu torebkę. Zajrzał do środka i wyjął ciuszki, a pod spodem ukryłam jeszcze klocki lego. 'Do jego kolekcji.' pomyślałam i znów go uścisnęłam.
-Ale ten święty Mikołaj jest super!- krzyknął. -Napiszę do niego list, żeby mu podziękować!- zawołał, wybiegając z pokoju. Zatrzymał się w samych drzwiach. -Ale ja nie umiem pisać..- burknął smutno.
- Narysuj mu coś.- zaproponowałam, a na twarzy dziecka zawitał kolejny uśmiech. Wzięłam prezenty dla rodziców i zbiegłam po schodach. Weszłam do salonu, gdzie tata czytał gazetę, a mama skakała po kanałach kulinarnych w poszukiwaniu nowych inspiracji.
-Mam coś dla was.- szepnęłam, wchodząc głębiej. Stanęłam przed nimi i wręczyłam kolejno zegarek i bransoletkę.
-Wesołych świąt!- krzyknęłam i mocno ich uściskałam.
-Oh Carl...
-Nie trzeba było.- wtrącił tata, nie dając dokończyć mamie. Tak bardzo ich kocham.
-My też mamy coś dla ciebie.- uśmiechnęła się mama, a ja uniosłam pytająco brew. Tata pociągnął mnie tak, że siedziałam obok, a mama krzątała się przy meblach. Wreszcie znalazła niewielkie pudełko i podała mi je, odsłaniając szereg lśniących, białych zębów.
-Wesołych, kochanie.- ucałował moje czoło, a kiedy otworzyłam je i zobaczyłam kluczyki, zaczęłam piszczeć i skakać.
-O boże! Naprawdę kupiliście mi auto? Boże, dziękuję!- rzuciłam im się na szyję i ruszyłam przed dom. Nigdzie jednak nie widziałam żadnego nowego pojazdu.
-Garaż!- krzyknął ojciec, a ja udałam się tam. Oczom ukazał się piękny, czarny mustang z czerwonym dodatkiem. Auto lśniło się w świetle halogenów, a ja zamarłam. Ten pojazd musiał kosztować miliony! Jest nowe, a kiedy zasiadłam za kółkiem, poczułam intensywny zapach skóry, którą było wyłożone wnętrze. Nowe oprogramowanie samochodu, całkowicie nieużywany silnik. Wszystko nowe i moje.
-Dziękuję wam bardzo.- ocieram spływające łzy.
-Oh, nie płacz.- tuli mnie blondynka.
-Tak bardzo was kocham, za wszystko. A ten prezent... Oh, kto by się spodziewał! Taki wydatek? Przecież musiał kosztować miliony.- mruknęłam smutnie.
-Oh, oszczędzaliśmy od twoich narodzin, a teraz jeszcze wujkowie postanowili się dołożyć i to nie był problem.- poklepał mnie po ramieniu i zaklaskał w dłonie. W tej samej chwili w drzwiach zawitał Martin, trzymając kartkę papieru i kredkę.
-Mogę podpisać cię jako siostra?- pyta niepewnie, a ja entuzjastycznie kiwam głową. Jest z nami od niedawna, a mogłabym rzec, że przyzwyczaiłam się do tego małego potworka. Jest słodkim, grzecznym, kochanym dzieckiem, które nie sprawia żadnych problemów. Wstydzi się mówić do rodziców "mamo", "tato", a do mnie stara się mówić po imieniu, choć czasem potrafi powiedzieć nawet "pani". Cóż, to trudny okres, początki w nowej rodzinie pewnie nie są łatwe. Ale jest mały, szybko się przyzwyczai.
Pokazał mi kartkę, a ja uśmiechnęłam się. Przedstawiał on domek, przed którym stała czwórka ludzi: mama, tata, ja i Martin. Każdy uśmiechnięty od ucha do ucha, trzymający kwiatka.
-Te kwiatki to dla Mikołaja.- wyjaśnił szybko blondyn, a ja przytaknęłam.
-Jest świetny, na pewno się spodoba dobremu staruszkowi.
Siedziałam na górze, po udanej kolacji. Wreszcie włączyłam telefon i uruchomiłam laptopa. W skrzynce czekały na mnie 2 maile. Zaadresowane od nie kogo innego, jak Justina. Telefon zaś zwariował i nie mógł wyrobić z wibracjami, które uruchamiały się za każdym razem, kiedy przychodził SMS. Zerknęłam na niego, a tam również zobaczyłam 6 wiadomości i 11 nieodebranych połączeń. Patrzę na nie i widzę, że Rosalie i Justin próbowali się ze mną skontaktować. Niestety, teraz mam czas dla rodziny, nie mogę znów wracać tam. Mam przerwę. Te dwa dni chcę wykorzystać najlepiej, jak umiem, bez zapracowanego Justina i znikającej na całe dnie przyjaciółki.
______________________
I jest! Rozdział 16, po 15 komentarzach.
Kolejne 15 komów, rozdział 17.
Jestem mega padnięta, bo miałam zwariowany dzień, więc na tym kończę.
Pamiętajcie o zasadzie.
Do napisania soon
Wasza Klaudia
To jest cudowne kochana !
OdpowiedzUsuńA ja zdecydowanie już nie mogę doczekać się Mikołaja :D
Dlaczego Justin jest taki zajęty?
I czy to tylko przypadek że Rosalii nie ma w tym samym czasie ?
Kocham i czekam na nn :*
Dlaczego jest zajęty? Ma na swojej głowie pełno firm i spraw, które musi załatwić.
UsuńA co do Rosalie, to czas pokaże. :)
xx
Świetny. Nie mogę się doczekan nn *,* i zastanawia to samo, co napisała koleżanka wyżej :) a ten jej przyrodni brat po prostu słodki. :)
OdpowiedzUsuńOwszem, Martin spisuje się na medal, jako braciszek, którego nigdy nie miała...
Usuńxx
OMG! Kocham to opowiadanie. Jest taki słodkie *-*
OdpowiedzUsuńBoję sie trochę o Justina i Carly :/
Love you too
Usuńxx
Widać,że zaczyna się coś między nimi psuć :(
OdpowiedzUsuńJak to się mówi, związek bez kłótni, to nie związek, ponieważ wtedy wychodzi na jaw, czy obu stronom na siebie zależy. Kłótnie też są potrzebne w związkach. :)
Usuńxx
Boskie :*
OdpowiedzUsuńCo się dzieje pomiędzy Justinem i Carly?!
Czekam na nn
Oh, czas okaże!
UsuńDziękuję :*
xx
Kurde no.... czo ten Bieber ukrywa? Szkoda mi Carl, że on nie ma dla niej czasu... :( Ale chyba wszystko się ułoży, co nie? :) Niech odpoczywa :D
OdpowiedzUsuńŚwieeeetny <3
Pozdrowionka i do nn :*
Czy się ułoży, to się okaże!
UsuńBieber skrywa wiele tajemnic. Niekoniecznie o wszystkich będzie nawiązana pierwsza część opowiadania.
Kto wie, może w drugiej dowiecie się czegoś więcej?;)
xx
Super kocham
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Usuńxx
Rozdział jak zwykle super i jestem ciekawa czy Justin coś ukrywa to do następnego Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://wordliwe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWpadam, bo bloga mam w polecanych, spokojnie!
Usuńxx
jejku rozdział jest pierwszorzędny!
OdpowiedzUsuńjak to Justin zajęty? DLA CARLI SIĘ ZAWSZE POWINNO MIEĆ CZAS.
chyba że... to jakaś niespodzianka. bo jak tak, to jestem skłonna wybaczyć ci jego nieobecność na kolacji :))
czekam na kolejny rozdział :*
kc ♥
Pierwszorzędny, wow! Ale określenia :>
UsuńOwszem, dla ukochanego\ukochanej powinno się mieć ten czas, ale człowiek odnoszący światowe sukcesy rzadko ma czas, aby na spokojnie nawet wziąć prysznic, więc o czym my mówimy?
Czy to aby niespodzianka? Oh, dobre pytanie.
Czas pokaże.
xx ;*
Kocham twój blog <3 Jest najlepszy. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału ;**
OdpowiedzUsuńNie przesadzajmy, że najlepszy. Są miliony, którym nie dorównuję do pięt.
UsuńCieszę się jednak, że tak uważasz.
xx ;*
<3
OdpowiedzUsuńxx ♥
Usuńohhh kocham twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! ^_^ ♥
Usuńxx
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń:) kocham twojego bloga
OdpowiedzUsuńxx♥
Usuńjesteś cudowna
OdpowiedzUsuńO ja, dziękuję! ♥
Usuńxx