10.14.2014

Rozdział 15.

Wchodzę dumnie do budynku pracy. Witam po kolei swoje znajome, chwilę plotkuję, a następnie ruszam do kafejki, którą otworzyli tutaj niecały miesiąc temu. Starsbuck w naszym wydawnictwie to coś naprawdę dobrego. Wiele pracowników nie traci czasu na to, aby przejść na drugą stronę ulicy i czekać w kilometrowych kolejkach, tylko udaje się tutaj i dostaję napój od razu, kiedy zamawia.
-Poproszę Christmas Blend.- rzucam szybko, kiedy podchodzi do mnie Barbara. Wisi mi na szyi i wymawia wiele słów na sekundę, a ja wyłapuję tylko co poniektóre z nich. Uśmiecham się słabo, kiedy kończy.
-Jakie plany na sylwester?- pyta, trzepocząc energicznie rzęsami. Wzruszam ramionami i odbieram kubek kawy.
-Nie mam pojęcia. Mamy jeszcze miesiąc, na pewno coś wymyślę. A ty?
-Oh!- zaczyna.-Przede mną ekscytująca wycieczka z rodzicami, nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo nie mogę się doczekać tego, aby jechać z nimi w Himalaje. To będzie przygoda życia.- klaszcze w dłonie i zatraca się w opisywaniu krajobrazów, które widziała już w internecie. Jej rodzice są bogaci, dlatego pozwalają sobie na takie wycieczki. Ciepło rodzinnego domu w święta, to nie dla nich. Oni wolą korzystać z życia i bawić się tak, jakby dzisiejszy dzień był ostatnim. Wreszcie winda zatrzymuje się na 12 piętrze, a każda z nas idzie w swoją stronę. Kieruję się na stanowisko Carly MacCartney i zasiadam przed nim. Wzdycham, gdy widzę stertę ustawionych papierów, które muszę posegregować, po podpisywać i ewentualnie odpisać. Oh, moja praca jest naprawdę ciekawa.

Pochłonięta pracą nawet nie zwróciłam uwagi na to, że prócz mnie, nie było w pomieszczeniu nikogo. Jest pora obiadowa, a każdy z nas ma teraz godzinną przerwę. Ja zamiast iść zjeść, zostałam przy stanowisku i kontynuuję porządkowanie spraw. Gdy przypisuję kolejne spotkanie w kalendarzu Justina, czuję czyjś dotyk na szyi, który potem zjeżdża w dół. Nieruchomieję i chwytam szybko rękę. Wtedy widzę wystające zza rękawa fragmenty tatuaży i już wiem, że za mną stoi nie kto inny, jak pan Bieber.
-Nie ładnie mi uciekać z łóżka, kochanie.- szepcze i całuje szyję.
-Proszę cię, mam dużo pracy. Muszę to po przepisywać. Juliet chciała się z tobą pilnie spotkać. Powiedziała, że chce zaprosić cię na kongres w Wiedniu. Odpowiedziałam jej w mailu, że masz tygodniowy urlop ze względów zdrowotnych. Powiedziała - otworzyłam maila i wskazałam idealnie pomalowanym paznokciem na linijkę zdania - że nie ma problemu i życzy szybkiego powrotu do zdrowia.- dodałam i mrugnęłam w stronę Justina.
-Dasz spokój? Chodź, idziemy na lunch.- zaczął ciągnąć mnie za rękę, a ja twardo trzymałam się fotela.
-Nie, proszę. Muszę to dokończyć.- poprawiłam się i znów jeździłam długopisem w tę i z powrotem, w między czasie wykonując parę telefonów. Szatyn stał i ciągle obserwował to, co robię. Gdy wreszcie skończyłam rozmowę z agentami nieruchomości, którzy chcieli umówić się na spotkanie z Justinem, odwróciłam się w jego stronę. On wydął usta i zrobił minę zbitego psiaka.
-No i co ja mam z tobą zrobić?- westchnęłam i wstałam. Justin momentalnie się do mnie przybliżył i mocno wpił w usta. Zaczął jeździć rękami po talii, aż wreszcie usłyszeliśmy głośne chrząkanie. O nie! Przyłapali nas.. W pracy!
-Panie Bieber. Dobrze pana widzieć.- przyznał Samuel, który sprawował tutaj ochronę. Podszedł z ogromnym uśmiechem na twarzy i poklepał go przyjacielsko po barkach.
-Samuel, kope lat bracie!- odwzajemnił jego gest i odsłonił swoje idealne zęby. -Jak żona? Dzieci? Wszyscy zdrowi?
-Żona jest teraz na leczeniu, ponieważ przeszła ciężką operację nerek. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, więc módlmy się i bądźmy dobrej myśli, że na święta ją wypuszczą. A dzieci owszem, zdrowe. Dzięki. A jak u ciebie?- Justin skrzywił się i szybko zerknął na mnie.
-Jak widzisz, obficie.- rusza brwiami i ciągle wierci dziurę w mojej sylwetce. -To moja dziewczyna, Carla, ale ją chyba znasz.
-Pewnie, od samego początku. Mała, szczupła, szara myszka, przerodziła się w cudowną, piękną, atrakcyjną kobietę. Aż w oczach się mieni.- przyznaje z dumą, a ja czerwienieję. Pamiętam pierwszy dzień tutaj. Każdy patrzył na mnie, jak na wyrzutka, czułam się tutaj obco. Wmawiałam sobie, że kiedyś się to zmieni, że ja to zmienię. I owszem, udało mi się. Zmieniłam swój styl, stałam się odważna, no i mam niesamowitego mężczyznę przy swoim boku.
-Owszem. Piękna z niej kobieta.- przejechał dłonią po policzku, które rozpalało się pod jego dotykiem. Uśmiechnęłam się nieśmiało i mrugnęłam do Samuela.
-Dobrze było cię widzieć, a teraz wracam do pracy. Powodzenia i szczęścia.- przytulił kolejno mnie i mężczyznę obok, a następnie odszedł. Winda zatrzymała się na naszym piętrze, więc pospiesznie ruszyliśmy do niej, trzymając się za ręce.
-Masz zamiar mówić o nas wszystkim?- uniosłam pytająco brew, wyczekując odpowiedzi. Chłopak zawisł w zamyśleniu i nie odpowiadał. Wbił swe spojrzenie w drzwi, mrugał co chwilę, zacisnął zęby, próbując z czymś walczyć. -Hej, nie musimy o tym mówić.- szepnęłam, kładąc rękę na ramieniu.
-Oczywiście, że nie, ale chcę, aby te wszystkie panny, które wzdychają na mój widok, po prostu się odczepiły.- warknął, poprawiając marynarkę od garnituru.
-Oh.- więc o to mu chodzi. Myślałam, że podoba mu się to życie i fakt, że to ON pociąga za sznurki.
-Ale nie mogę...- rzucił prawie bezgłośnie i spuścił wzrok w dół. Nie może o nas powiedzieć? Dlaczego? Wstydzi się? -Wyprzedzam pytanie. Nie, nie wstydzę się ciebie, po prostu... Nie chcę, abyś przez to przechodziła...
-Przechodziła przez co?- już nic nie rozumiem.
-Nie ważne.- winda zatrzymuje się na parterze, a my entuzjastycznie żegnamy się z Peasley. Wychodzimy przez drzwi, które otwiera nam portier i kierujemy się do limuzyny, która już czeka przed wejściem.
W milczeniu wracamy do mieszkania. Mam chwilę spokoju, aby zastanowić się, o co może mu chodzić. Przechodzić przez co? Co jest takiego, że mogłabym tego nie znieść? Przecież jestem silna...

-Justin, wychodzę. Umówiłam się z Rosalie i Joshem.- rzucam, kiedy zaglądam do jego gabinetu. Nieświadoma tego, że ma gościa... Spoglądam na piękną kobietę, która ostatnio przeszkodziła nam w dość nieodpowiednim momencie. -Oh, przepraszam. Nie wiedziałam..- urywam, błyskawicznie wycofując się na zewnątrz.
-Nie, proszę, wejdź!- woła, zanim zatrzaskuję drzwi. Onieśmielona znów robię krok do przodu, aby stanąć oko w oko z podejrzaną kobietą. -Poznaj Nino, moją dziewczynę.- rzuca w jej kierunku, wskazując ręką na moją sylwetkę. Znów oblewam się rumieńcem i odczesuję kosmyk włosów za ucho. Kobieta bacznie przejeżdża po mojej sylwetce i uśmiecha się perfidnie pod nosem, myśląc że ja tego nie dostrzegam. Ubrana jestem w jasne dżinsy, uwydatniające moje wysportowane nogi, na górę zarzuciłam bordowy sweter i białą bokserkę. Przykryta czarnym płaszczem zimowym i tego samego koloru szalikiem, byłam gotowa do wyjścia.
-Miło mi cię poznać, kochanie.- rzuciła dumnie i nadal miała na twarzy naklejony "specjalny uśmiech dla MacCartney".  Uniosłam brwi, a następnie opuściłam, nie chcąc robić niepotrzebnych sprzeczek.
-Nie będę przeszkadzać, Justin. Wychodzę.- zaczyna podążać w moim kierunku i chwilę potem wpija się w moje usta. Nie odwzajemniam pocałunku, tylko wycofuję się i udaję do drzwi wejściowych. Sznuruję wysokie buty na grubym obcasie i wychodzę, chcąc zapomnieć o tej zdzirowatej kobiecie w gabinecie Biebera.

-Jeszcze jednego proszę.- rzucam do barmana i chwytam podawany mi kieliszek. Przystawiam go do ust i odchylam głowę, dając swobodny dostęp alkoholowi do gardła.
-Hola, nie przesadzaj!- przypomina Rosalie. -Pamiętasz, jak ostatnio się to skończyło? Ah, no tak. Nie pamiętasz!- wywracam oczami i przegryzam wódkę jakąś sałatką, którą dostaliśmy. Josh i Rose są naprawdę szczęśliwi. Nie spuszczają z siebie swoich głodnych spojrzeń, ciągle mówią do siebie słodkie rzeczy, a Covard regularnie co pięć minut przypomina przyjaciółce, że ją kocha.
-Dlaczego nie wyjdziecie z nami z Justinem? Podwójna randka, jak z czasów naszego collegu.- rozmarzyła się brunetka, a ja wzdycham. Tęsknię za tymi beztroskimi czasami, kiedy głównym zmartwieniem była nauka. Teraz doszły rachunki, problemy miłosne, dążenie do celów, itd.
-Oh...- puściłam wzrok w dół, próbując znaleźć odpowiednie słowa, dla obrony mężczyzny. Tak naprawdę ich nie było. Za każdym razem, kiedy próbowałam wyciągnąć go wspólnie na miasto twierdził, że to nie jest najlepszy pomysł. Nie mogę zarzucić mu, że nie spędza ze mną czasu w miejscach publicznych, ponieważ pokazujemy się razem na różnych, hucznych imprezach, o których piszą w gazetach. Prawdopodobnie Justin chroni naszą prywatność. Nie chce, aby zbyt dużo osób wiedziało o naszym związku... -Jest zajęty. Ta tygodniowa przerwa w pracy.. Wiesz, o co chodzi.- wydymam usta, w duchu radując się, że jednak potrafiłam jakoś odpowiedzieć na jej pytanie.
-Ale to nie pierwszy raz.- zauważa Josh. -Przed waszym wylotem do Las Vegas również chcieliśmy z wami wyjść. Ty oczywiście się zgodziłaś, ale co? Przyszłaś bez niego.
-Tłumacząc, że pracuje!- wtrąca zdenerwowana Smith. Oh, skończmy ten temat.
-Macie plany na sylwestra?- zmieniam temat, strategicznie odwracając ich uwagę od tego tematu. Wzdycham z ulgą słysząc ich zaciekłą sprzeczkę, kiedy dokonują poważnych planów do tego dnia. I wtedy również zaczynam się zastanawiać, jak ja go spędzę. Chciałabym spędzić ten wieczór w ich towarzystwie oraz rodziny. To coś, czego naprawdę chcę.
-Wybaczcie.- zerkam na zegarek. -Robi się już późno. Wrócę do mieszkania. Zmówimy się jeszcze. Tym razem z Justinem, obiecuję.- uśmiecham się słabo do przyjaciół, a on spoglądają na mnie z uwagą.
-Obiecujesz?- mruży oczy Rosalie, a ja entuzjastycznie potakuję. Dobra z ciebie aktorka, Carlo! krzyczy podświadomość.
-Dobrej nocy.- wołam i macham im na pożegnanie, wychodząc z lokalu. Idę przez ciemne ulice Nowego Jorku, prosto do apartamentu Justina. W głębi duszy modlę się o to, aby tamtej popieprzonej dziewczyny już nie było. Jest w końcu 23:30, więc nie spodziewam się tak późnych spotkań... Ale kto wie, może Bieber prowadzi takie 'spotkania'? Oh, ale ja jestem podejrzliwa. Krzywię się, oburzona swoim zachowaniem i wyobrażając sobie święta w towarzystwie mamy, taty, ich nowych dzieci i Justina, uśmiecham się.

Wchodzę najciszej, jak potrafię. Zamykam drzwi na klucz, odwieszam płaszcz na wieszak, zdejmuję buty i zamieniam je na ciepłe, miękkie papucie. Naciągam rękawy swetra na dłonie i otulając się ramionami, idę do gabinetu chłopaka. Przed drzwiami zatrzymuję się i nasłuchuję jakichkolwiek dźwięków, które mogą stamtąd dobywać. Oddycham z ulgą, kiedy nic nie słyszę. Otwieram więc delikatnie drzwi i zaglądam zza nich do środka.
-Cześć kochanie.- mruczy, wystukując coś w klawiaturze laptopa. -Późno wróciłaś.- zauważa, spoglądając na złoty zegarek na lewym nadgarstku. Wywracam oczami i wchodzę głębiej. -Kolacja wystygła.- ignorując kolejne jego słowa, ruszam na fotel na przeciwko jego biurka. Usadawiam się wygodnie, podciągając zmarznięte stopy pod pupę. Zaciskam ramiona na klatce piersiowej i obserwuję szatyna. Lekko rozpięta koszula, włosy idealnie postawione do góry, intensywne spojrzenie, przeszywające mnie na wskroś, śnieżnobiałe, równe zęby i splecione przy brodzie dłonie, które podtrzymują głowę. Oblizuję szybko usta i mrugam w jego stronę, dalej nic nie mówiąc. Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego Nina jest tutaj co wieczór, ale... Nie powinnam. A może jednak?
-Coś się stało?- pyta, opuszczając ręce na dół i opierając się o oparcie fotela. Zaprzeczam ruchem głowy i uśmiecham się blado w jego kierunku. Ten zaś wstaje i obchodzi stół, stając przede mną. Opiera się tyłem o jego brzeg i zakłada dłonie na torsie.
-Nie.- szepczę, a wtedy dopiero uświadamiam sobie, że jestem pijana, a mróz na dworze pozwolił mi na normalne dotarcie do mieszkania.
-Piłaś?- unosi pytająco brew, a ja wzruszam ramionami.
-Tylko troszeczkę.- pokazuję palcami, jak mało wypiłam i zaczynam chichotać. Mężczyzna kiwa zrezygnowany głową.
-Chodź, zjesz kolację.- chwyta mnie za rękę. Posłusznie wstaję i zaczynam kierować się za nim. Siadam wygodnie na wysokim krześle barowym i wlepiam spojrzenie na krzątającego się po pomieszczeniu brązowookiego. Odgrzewa coś w mikrofali, parzy świeżą herbatę, co jakiś czas spoglądając na mnie. Kiwam się w prawo i w lewo, ale stabilnie trzymam się siedzenia, aby nie upaść na posadzkę.
-Nakarmię cię.- oznajmia, kiedy zajmuje miejsce obok mnie.
-Co? Nie. Sama zjem.- rzucam i odbieram od niego widelec. Wbijam go w makaron i wkładam pospiesznie do buzi. Przeżuwam kęs pysznego dania, przygotowanego prawdopodobnie przez Spencera. Kiedy kończę, wypijam herbatę i znużona odstawiam je do zmywarki.
-Pójdę się wykąpać, a potem idę spać.- oznajmiam i kieruję się w stronę schodów. Nagle unosi mnie do góry i całuje w czoło.
-Umyję ci plecki.- szepcze, a ja znów chichoczę jak dziecko.
-Dam radę sama.
-Ja nie proszę, ja oznajmiam. Biorę dzisiaj z tobą kąpiel.- całuje czule moje usta, kiedy wchodzimy do sypialni. Ruszył do łazienki, aby nalać wody do wanny, a ja w tym czasie przygotowałam świeżą bieliznę, w której ułożę się do snu.
-Gotowe.- rzucił, wchodząc z powrotem do sypialni. Całuje mnie, a następnie chwytając za rękę, prowadzi do pomieszczenia przylegającego do pokoju. Wchodzimy do białej łaźni, która jest cała powita w parze. Czuję ciepło, które otula wyziębłą twarz. Justin kładzie delikatnie ręce na moich barkach, a potem zjeżdża nimi do końca, aż chwyta skrawek swetra i zrzuca go na bok. To samo robi z kolejną bluzeczką. Zostawiając stanik, przechodzi do spodni. Odpina spokojnym ruchem guziki i zsuwa płynnym ruchem materiał z moich nóg. Przytulając się do pośladka, kuca, aby ściągnąć je do końca, a gdy już podnosi się, patrzy na mnie z troską i miłością w oczach. Oh, jesteś cudowny, kiedy nic nie robisz, nie mówisz, tylko patrzysz tym swoim spojrzeniem na mnie.
-Mogę cię rozebrać?- pytam niepewnie chcąc przerwać tą ciszę. Potakuje ruchem głowy, a ja chwiejnym krokiem podchodzę do niego i zaczynam odpinać koszulę. Zsuwam ją, a potem zabieram się za eleganckie, wypastowane buty. Rozsznurowuję je, a ona pochyla się, aby pospieszyć me czynności. Dokańcza "pokaz", który rozpoczęłam i stoi w bokserkach.
-Ty pierwsza.- mruczy z seksownym uśmiechem na twarzy, a ja pewna siebie jak nigdy, chwytam koniec stanika i rozpinam go pośpiesznie. Rzucam go i majtki na bok, stojąc całkowicie naga. Nie krępuję się, pierwszy raz się nie krępuję...
-Mm... Uwielbiam twoje ciało.- szepcze, lustrując moje piersi i złączenie ud. Te słowa jednak powodują, że robię się czerwona. Podchodzę do niego i stojąc bardzo blisko, osuwam bokserki z Hugo Bossa. Tym samym tempem zjeżdżam z nimi na dół i rzucam je na podłogę. Chwyta mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie, aby mocno wpić się w usta. Zarzucam dłonie na braki, jedną targając włosy, a drugą przyciągając go za szyję do siebie. Czuję, jak jego członek twardnieje i unosi się do góry. Chichoczę, łapiąc go za rękę i prowadząc do wanny. Wchodzimy i najzwyklej w świecie bierzemy kąpiel.

-Kim jest dla Ciebie Nina?- pytam, kiedy wsuwam nogi pod ciepłą kołdrę. Justin nie odpowiadając, robi to samo, a potem przysuwa mnie bliżej.
-Dobranoc.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- rzuciłam pośpiesznie i niosłam się do góry, aby bacznie wybadać jego reakcję. Ten zacisnął zęby, przejechał zmęczonymi dłońmi po twarzy i spojrzał bojaźliwie na mnie.
-Jesteś zmęczona, powinnaś położyć się spać.- jednakże ja nie odpuszczam i ciągle tkwię w powietrzu, patrząc na niego. -Oh, nie odpuścisz?- wypuścił ciężko powietrze. -Ona była moją dziewczyną... Wiele razem przeszliśmy..- przyznał, a ja usadowiłam się wygodniej. - Była dla mnie bardzo ważną osobą, ale..- przerwał, chcąc dobrze dobrać słowa. -Pewna osoba to zniszczyła i... nie chcę do tego wracać.
-Oh, dobrze. Cieszę się, że mi o tym powiedziałeś. Dobranoc.- ucałowałam go w skroń i ułożyłam się na poduszce. Chwilę potem Morfeusz porwał mnie do swojej krainy.
_____________
Oto kolejny rozdział! :*
Powoli, mozolnym krokiem zbliżamy się do końca. Ale podkreślam: mozolnym krokiem!
I mam dla Was kolejną wiadomość.. Chociaż nie, wstrzymam Was w niepewności. :>
Ja niedobra.. :(
Hahah, jak Wam się podoba rozdział? Przepraszam, że wcześniej się tak nie zajęłam tym blogiem, bo kurcze zepsuł mi się komputer.
Kochani! Proszę, podajcie mi swoje blogi. Dodam je do zakładki z blogami i będę starała się wchodzic co tydzień i je czytać. ♥
Dobra, 15 komentarzy Waszych = 16 rozdział.
Myślę, że nie ma problemu, bo widzę, że póki co jest okej.
Buziaki, pozdrawiam Was gorąco. :*

15 komentarzy Waszych=16 rozdział. ♥

16 komentarzy

  1. Wooow cudowny po prostu cuudo :* Zapraszam do mnie http://wordliwe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham twojego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog *,* zakochalam sie w tym opowiadaniu <3

    http://believe-in-my-love-justin.blogspot.com
    http://die-in-your-arms-sweetheart.blogspot.com
    http://milosc-vs-nienawisc-fallen-bieber.blogspot.com
    http://tak-dlugo-jak-bedziesz-mnie-kochac.blogspot.com
    http://becouseofyou-jb.blogspot.com
    http://help-me-i-need-you-love-justin-bieber.blogspot.com
    http://love-story-justin-and-lily.blogspot.com

    Zapraszam na moje opowiadania o Justinie mimo, ze niektore sa juz zakonczone :)

    P.S. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniały rozdział <3
    jak to do końca? Pal licho mozolny krok, KONIEC TO I TAK KONIEC.
    A TU KOŃCA NIE MOŻE BYĆ :((
    http://make-me-heart-attack.blogspot.com/ < chciałaś, masz :D
    przy okazji zapraszam na nowy rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej.. Tajemniczy Justin... Co on ukrywaaa? :O
    Rozdziała jak ZAWSZE świetny, aż szkoda, że zmierza on do końca.. :(((
    Pozdrowionka i do nn :*

    OdpowiedzUsuń
  6. wspaniały :)

    OdpowiedzUsuń
  7. lofki lofki lofki <3

    OdpowiedzUsuń
  8. co ten Bieber ukrywa? ale tak to super

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Od niedawna czytam i jest super

    OdpowiedzUsuń
  11. masz talent dziewczyno ,jakbym jakąś powieść czytała!

    OdpowiedzUsuń
  12. <3 nie mam swojego bloga więc nie wyśle

    OdpowiedzUsuń